Liczba wyświetleń

niedziela, 29 lipca 2012

anais

Kim była, powie ci internet. Dla mnie była kobietą. Kimś, kto prostymi słowami, a pamiętaj, że te są zawsze najtrudniejsze, potrafiła nazwać każdy element swojego jestestwa... Feminizm to wynaturzenie, jak mawiała Marlena Dietrich, ale dla mnie Anais nie była feministką, tylko nadwrażliwą kobietą. To, co pisała o mężczyznach, o relacjach damsko-męskich nie straciło uroku, nie trąci myszką. Jest naszą codziennością, bo przecież na tym opiera się nasze życie... Posłuchaj kilku fragmentów i sięgnij po jej "Dzienniki", proszę...

"To nie strach czyni, że nie mogę scalić się na powrót. Po prostu ja, Anais, nie potrafię bez cudzej pomocy pozbierać wszystkich fragmentów swojego ja. Mogę kochać, poświęcać się, ale będę przy tym samotna i rozszczepiona"

"Mężczyźni nie znają tego rodzaju samotności, w którą często zapadają kobiety. Nie wie, co to samotność, jest zbyt zaprzątnięty tysiącem bieżących spraw"

"Chciałabym być taka, jak ty. Ty rozumiesz nawet to, czego nie doświadczyłaś na własnej skórze. Nie zadręczasz mnie pytaniami. Masz intuicję. Rozumiesz, że nie jest ważne, jak postępuję, ale jaka naprawdę jestem. To prawda, ważna jest sama istota. I tej mężczyzna nie potrafi odszyfrować. Bierze wszystko zbyt dosłownie."

"Zbieraj impresje. Przechowuj je, magazynuj, nie zużywaj natychmiast. Niech się uleżą, ucukrują, pofermentują trochę; wtedy nastąpi eksplozja... Nigdy nie eksploatuj od razu całego terenu"



sobota, 28 lipca 2012

bombowa mapa

Wśród cudów, które przyniósł Krycha, jest też mapa. Sporządzona w 1945r. z zaznaczonymi rozbrojonymi polami minowymi. Jeśli przyjrzysz się uważnie, znajdziesz też zaznaczone czołgi, których resztki podobno dalej są w ziemi. Specjalista od broni to ze mnie żaden, ale czołg już kiedyś widziałam, pewnie poznam, jak znajdę w krzakach :) natomiast to, co leżało w stodole, długo było dla mnie czymś w rodzaju ciężkiego, metalowego słoika, skrzyżowanego z garnkiem. Doskonała podpórka pod zamykające się drzwi. No i właśnie Krycha uświadomił mnie, że to fragment pocisku z jakiejś haubicy, czy czegoś w tym guście...Wymachał radośnie rękami brakujące części i teraz już wiem, że to-to miało nawet ogon. Wyszło na to, że mam... bombowy dom :) 
Pomyśl tylko, to było nie tak dawno, ludzie tacy, jak my i taki straszny czas... Wiem, to brzmi trywialnie, ale Bogu dziękuję, że pozwolił przyjść na świat ciut później...





piątek, 27 lipca 2012

dom i ja

      Opalam framugi drzwi, są w całkiem niezłym stanie, kuchenna wyjątkowo jasna, jak inaczej wygląda pozbawiona nie wiem ilu warstw białego lakieru, jakby świeżo stawiana; nie chcę wprowadzać wielu zmian, wapienne tynki regulują wilgotność w domu, drewniane, podwójne okna latem są klimatyzacją, wyciągamy zewnętrzne skrzydła. Z nowoczesnych urządzeń zamontowaliśmy w domu toaletę (naprawdę nie było, tylko różowa sławojka na podwórku), bidet, zmywarkę, płytę gazową, piekarnik i podgrzewacz wody, ale to wszystko równocześnie zadziała dopiero po remoncie instalacji elektrycznej, bo już teraz jest problem - albo pranie, albo zmywanie, tertium non datur. Że o kąpieli w czasie zmywania nie wspomnę :)
      Wiesz, życie stało się prostsze, co nie znaczy ubogie. Już nie lubię codziennych wypraw do miasta, tłumów, wielkich sklepów. Jest mi dobrze w ciszy, zakłócanej śpiewem ptaków i … hukiem samolotów, bo tu ruch większy na niebie, niż na ziemi:)
      Ci, którzy u mnie bywają, częściej, czy rzadziej, żalą się rano, że cisza taka, że aż budzi. No cóż może być piękniejszego?? Tu odkryłam szydełko, farby, tynkowanie małą szpachelką, tu będę czyścić 100-letnie deski na podłogę, tu nauczyłam się żyć blisko ziemi. Matki Ziemi, jak Anteusz... Całe moje długie życie czekałam na ten moment, na tę herbatkę o świcie na schodkach przed domkiem, jeszcze w szlafroku, bez stresów, bez nerwów, z psami pod stopami i to jest najważniejsze, daje mi moc i siłę. Stary dom, pełen szeptów przeszłości, stare rzeczy, przynoszone przez sąsiadów, przeszłość, która tak naprawdę daje mi korzenie, miejsce, w którym mogę być po trosze jak Anais Nin, która pisała:
      dom nie posiada piwnicy i ma się wrażenie, że parterowe pokoje wyrastają wprost z ziemi, a tuż pod dywanami jest gleba. tu, pomyślałam, będę mogła zapuścić korzenie, zrosnę się z domem i ogrodem, będę czerpała energię żywotną z roślin i drzew”
      i jeszcze jedno z jej dzienników:
      zbieraj impresje. Przechowuj je, magazynuj, nie zużywaj natychmiast. niech się uleżą, ucukrują, pofermentują trochę: wtedy nastąpi eksplozja. nigdy nie eksploatuj od razu całego terenu”
      teraz już rozumiesz, czemu nie potrzebuję luksusu?

      potrafisz przejść obok tego obojętnie? a...zauważyć??

czwartek, 26 lipca 2012

imieniny


Z rzadka razem, najczęściej oddzielnie, ale to taki dzień, kiedy o sobie wyjątkowo pamiętamy. I to już tyle lat...
Moja Anka-krakowianka i taka sobie grajka :))
uśmiechy





niskokaloryczny torcik imieninowy podsyłam :)

środa, 25 lipca 2012

bolek...

Nie bardzo wiem, jak zacząć tę pisankę, żeby nie wyszła ckliwa, cukierkowa i byle jaka, bo to dla mnie jedna z najważniejszych spraw... 
Byłam jedynym dzieckiem w domu samych dorosłych, mieszkaliśmy u dziadków, razem z braćmi mojej mamy. Cały ten świat pamiętam z żabiej perspektywy. Wszyscy chodzili swoimi drogami, do jakiejś pracy, a   ja byłam z dziadkiem. To on nazwał mnie Bolkiem, ale chyba dopiero, jak pojawiła się moja siostra, miałam wtedy niecałe 7 lat, ona była Lolkiem. Do tego czasu miałam go tylko dla siebie. 
Zawsze w garniturze, w skórzanych, skrzypiących butach, nigdy nie podnoszący głosu, cierpliwie odpowiadający na pytania, opowiadający przeróżne historie, do dziś nie wiem, prawdziwe, czy zmyślone... Dziadzio nie słyszał, wziął mnie kiedyś do sklepu z butami, przymierzał, chodził po sklepie i pytał: Boluś, te buty skrzypią? Musiały skrzypieć, innych nie potrzebował. Taka kresowa elegancja, buty jego kolegi Władka też skrzypiały... Bałam się tego kolegi okrutnie, był zegarmistrzem, często zapominał odłożyć wciśniętą w oko lupę, miał przy tym taki dziwny wyraz twarzy :)
Każdego ranka babcia śpiewała w kuchni "Kiedy ranne wstają zorze", pieśń, która dla mnie była po części o dziadku... Nie domyślisz się, czemu :) Otóż jest tam fragment o śpiewającym Bogu żywiole wszelkim. Co to jest wszelki? Nic mi to nie mówiło, ale w szelki jak najbardziej, przecież dziadziu nosił szelki... A że razem to sensu nie miało, nie szkodzi, ważne, że babcia śpiewała o dziadku.
Każdy mój dzień, od świtu do zmierzchu był pełen dziadka. Chodziliśmy razem w miejsca, w których nigdy nie bywałam z kimkolwiek innym. Pamiętam targowisko z żydowskimi kupcami, mówili i wyglądali zupełnie inaczej, zawsze uśmiechnięci, głaszczący mnie po głowie, zwykle z czymś pysznym dla małej dziewczynki. I jednego z nich, który zdjął z lady kasetę pełną odpustowych pierścionków, wysunął w moją stronę, oznajmiając: fingały dla Bolusia... Wybrałam najpiękniejszy, z niebieskim oczkiem :)
Sklep spożywczy u Pakuły to tego rodzaju lęk, jaki widzisz w tandetnych horrorach - siedzi samotne dziewczę w domu na odludziu, telefon nie działa, światła nie ma, coś stuka rytmicznie w piwnicy, a ona... idzie sprawdzić, co to jest, zamiast po prostu zwiać. Przed wejściem do sklepu stały wielkie, wiklinowe kosze z ... żywymi rakami. Pojęcia nie mam, ile razy kazałam się podnosić, uchylać pokrywę, żeby się ich bać... Nie widziałam nigdy czegoś równie dziwnego i strasznego.
Kamienne stoliki z wymalowaną szachownicą i rówieśnicy dziadka rozgrywający tam partyjkę za partyjką. Ależ tam było głośno.. Każdy każdemu radził, wymyślał  śmiertelne posunięcia, kibice mówili graczom, co mają robić, a ci - co mają sobie w zamian zrobić kibice :)
Nauczył mnie grać w szachy i jeden jedyny raz grałam z nim na kamiennym stoliku na rynku... Ależ byłam dumna... Choć nigdy nie udało mi się z nim nawet zremisować...
Dziadzio drzemiący na kanapie, ja obok, na podłodze z pirackim kufrem z guzikami, nitkami i innymi skarbami. Wyciągnęłam z czarnej czeluści klamrę na choinkową świeczkę. Zrobiłam dziadziowi piękny kucyk na czubku głowy, trochę krzywo wyszedł, ale i tak byłam zadowolona. Po jakimś czasie dziadzio wstał, włożył marynarkę i wyszedł... z kucyczkiem na głowie...
Wieczorne czytanie w łóżku. Stara sypialnia dziadków, wielkie, podwójne łóżko, grube pierzyny i tylko maleńka lampka po stronie dziadka. "W pustyni i w puszczy" czytał tak, że byłam tam całą sobą, całym moim małym człowiekiem. I nigdy nie zapomnę rozczarowania na widok lwa w zoo - taki mały??!! Przecież lew, którego zastrzelił Stać był wielkości sporego słonia...
Zapisał mnie do biblioteki, kiedy byłam jeszcze w przedszkolu, chodziliśmy tam kilka razy w tyg. Na książki kupił mi prawdziwy, tekturowy tornister, którego zazdrościły mi wszystkie dzieci w przedszkolu...
I tak mogłabym jeszcze długo, długo... To on pokazywał na co dzień, czym jest bezinteresowna miłość, bezwarunkowa i prawdziwa, czym jest cierpliwość i mądrość. Od niego dostałam najcenniejszy ładunek na całe życie, łącznie z mamałygą i hreczką, które kocham do dziś :)



wtorek, 24 lipca 2012

szkoła

W 1743 r. król pruski nie tylko zezwolił gminie ewangelickiej na budowanie domu modlitwy, ale przyznał jej też już istniejącą szkołę. Do tej pory nauki dawano w domu pod nr 95, który w 1914 r. należał do Samuela Kremsera.  w 1804 r. odbudowano starą plebanię, która spłonęła 2 lata wcześniej i przystosowano ją do celów szkolnych. Szkoła była płatna - za dziecko, które uczyło się tylko czytać płacono pół grosza srebrnego, za naukę pisania i czytania - cały grosz srebrny. W obu wypadkach opłata była tygodniowa.
W 1887r. powstała druga szkoła w ogrodzie szkolnym, tam, gdzie wcześniej stał dom modlitwy i zatrudniono trzeciego nauczyciela.
W starszej szkole były dwie klasy i mieszkanie drugiego nauczyciela, a grunty szkolne wynosiły 1,53 ha.
Najliczniejszy rocznik był w 1866r. - 242 dzieci.
Kierownikami szkoły byli:
1797 - 1831         Gotfryd Strauss
1831 - 1864         August Beniamin Graupe
1864 - 1890     Juliusz Adolf Ferdynand Langer (w 1866r. obchodził jubileusz 50-lecia nauczycielstwa)
1890 - ...              Gustaw Adolf Kunish

Wyobraź sobie, że teraz nie ma szkoły w Rozumicach. Dzieci dowożone są do Ściborzyc i do Kietrza. W szkole w Ściborzycach są klasy liczące kilkoro dzieci, powinny być najlepiej wykształconymi dziećmi na świecie. W mieście za takie warunki płaci się duże pieniądze miesięcznie w szkołach prywatnych... A to maleństwo gmina koniecznie chciała zlikwidować...





 Fragment " Historii powiatu głubczyckiego" R.Hofrichtera z 1914 roku, wydanej w Głubczycach.

poniedziałek, 23 lipca 2012

prasa


Niemiecki tekst jest o kradzieży papierow wartosciowych na 50.000 mk w Rozumicach (byla bogata, najbogatsza na Ślasku, mieszkało tu wielu milionerów). Kradzieży dokonano u samotnego (bez żony i dzieci) zmarłego Gottlieba Lamche. Fakt kradzieży próbowano zatuszować poprzez podłożenie ognia, policja stwierdzila jednak, ze popiół pochodzil ze spalonych gazet.Po nitce do kłębka, ujeto sprawcę. Byl nim kietrzanin, właściciel gospody Rösner.

Tekst pochodzi z Grottkrauter Zeitung z 13. lutego.1901 r.




Racibórz, 29 lipca. Za oszustwo podatkowe skazał miejscowy Wydział karny właściciela gospodarstwa (ziemianina??) Samuela Weichta z Rozumic powiat Glubczyce na kare pienieżną w wysokosci 144.600 marek. W zeznaniach podatkowych Weicht podawal od 1892 roku wartość środków trwałych na 6.000 marek, mimo, że, jak wykazala rewizja, posiadał majątek wartości 250.000 marek"
Tekst pochodzi z Grottkrauter Zeitung z 31.07.1918 r.







Teksty polskojęzyczne są z SBC, niemiecka informacja ze stron BC Uniwersytetu Wrocławskiego.

A do mnie trafiły dzięki 1stary2, któremu ślicznie dziękuję :)




niedziela, 22 lipca 2012

ciuchy :)

No w końcu kobietą jestem, czas opowiedzieć krótką historię o ciuchach. Kiedy tu zamieszkałam, Anka-krakowianka stwierdziła, że każda porządna kobieta na wsi musi mieć fartuch. No i się zaczęło... Bo tak naprawdę odzież to nie tylko ciuchy, które na siebie wkładamy, to również stan umysłu :) Tak się moja koncepcja spodobała rzeczonej Ance, że zakupiła dla mnie fartuch, odpowiadający mojemu stanowi ducha. Założyłam i poszłam w gości do Moniki, kolejnej wiejskiej baby z wyboru. No i co ci będę opowiadać, ile z tego radości było :)
W każdym razie, jak każda poważna blogerka, zaliczyłam sprawę kreacji i nie zamierzam do niej więcej wracać.



zachwycony niewidomy Reksiu (tak naprawdę nazywa się Tyranozaurus Reks, Reksiu dla przyjaciół)

                                            detal kreacji :)

powrót stefana



Wrócił. Już nie szaleńczym pędem, a zdecydowanym krokiem, świadom, że może spodziewać się wszystkiego i przerażony, że zmarnował swoje i jej życie....
Przed wejściem na podwórko zwolnił, pochylił głowę, czując nagle doniosłość chwili, szukając słów, gestów.. Potargana słoma w lnianej głowie nie ułatwiała sprawy. 
Lało. Stanął przed stodołą, w której mieszkała Aniela i stał tak, ociekając deszczem, niewładny zapukać. Stał, czekając na cud, lub na wyrok...
Aniela widziała go przez szpary w deskach, ale była tak samo przerażona, tak samo niepewna i ... zakochana.
Uchyliła lekko małe drzwiczki, nie pokazując się na zewnątrz i w tym momencie wyjrzało słońce. Czekała. Po dłuższej chwili Stefan odważył się wejść. Spojrzał na nią i nagle cały strach strachów minął, zamknął drzwi i podszedł do niej, a ona ufnie zarzuciła mu patykowate rączki na chudą szyję....
Nie możesz mieć do mnie żalu, że nie robiłam im wtedy zdjęć.... Miłości nie da się sfotografować, miłość to zmysły, uczucia, emocje ulotne i .... wyobraźnia.
Jak pozwolą, zrobię dla ciebie zdjęcia szczęśliwych strachów.







sobota, 21 lipca 2012

podchody

Przecież nie tylko telewizorem i komputerem człowiek żyje... Przygotowaliśmy kiedyś trasę, wędrowaliśmy po polach, bezdrożach, lasach, układając znaki z kamyków i liści paproci i wieszając zagadki na krzewach. Następnego dnia przyszły dzieci i pod opieką Daniela i Marysia ruszyły w świat. Mieli ze sobą krótkofalówkę, baza udzielała podpowiedzi w miejscach, gdzie strzałki ułożone były w obie strony - pytanie, odpowiedź i wskazówka. Ale nie taka prosta, nie, żadne idź w lewo... Idź na wschód - i wszystkie zastanawiały się, w którą to stronę. Zagadka była nawet w starym spichlerzu. Na końcu drogi czekało ognisko, kiełbaska i .. żal, że się skończyło. 
Czasem nie trzeba wiele, nie jest wytłumaczeniem brak pieniędzy i czasu. Zwykle nie mam czasu dla ludzi, którzy... nie mają czasu. Trzeba tylko trochę chcieć, tak ciut. Wrócić do czasów, kiedy dwa patyki spod drzewa były raz obcymi wojskami, innym razem przyjaciółkami na wczasach, kiedy na sankach, wśród zaśnieżonych krzaków na skwerku w środku miasta, zdobywało się biegun północny. Do tych czasów, w których ważniejsze było być, niż mieć....













piątek, 20 lipca 2012

jak dotknąć nieba

Wystarczy tylko połączyć ze sobą kilka dość długich drabin. Oprzeć o drzewo, nalepiej owocowe, bo po drodze można się posilić. Wejść na szczyt, podnieść ręce i ... pomiziać chmurę po brzuszku...
Widzisz, jakie to proste? Z mojej drabiny da się sięgnąć wysoko. Jak znajdę jeszcze jedną, spojrzę na chmury od góry :)





czwartek, 19 lipca 2012

koza

Mieliśmy kózkę.... Poszła do dobrych ludzi, praca nie pozwalała się zająć przecudnym zwierzem...
Na imię miała Teodozja. Na jej rezydencji chcieliśmy zamieścić właściwą wizytówkę i się zaczęło....
Que bella cosa?
Cosa piccola?
Cosa nostra?
I piękna i mała, i nasza....
Wtedy jeszcze była Kliwia, przecudnej urody berneńka, która w Tośce - z chusteczką z harleyem na szyjce... - znalazła kumpelkę. Nawet paść jej nie chciała...
O moich zwierzakach, choć nie jestem pewna tak do końca, kto był czyj.... opowiem niebawem.





mapy i satelita

Jak wrócisz do pisanki o sympozjum, zauważysz zdjęcie, na którym prof. Kąkolewski trzyma w ręku prezent dla wsi od p. Elsbeth. To właśnie te mapy, które chcę ci dziś pokazać. Zważ, w jakim zaniku jest dziś wieś w stosunku do czasów przedwojennych... Ile domów zniknęło, zostały tylko nieliczne, te przy głównej drodze często z zachowanymi wewnątrz mozaikami, łukowatymi sklepieniami we wnętrzach, to była Bauerstrasse, ulica najbogatszych. 
Ale o domach innym razem.



Rozumice, 1945 rok





Rozumice, 1976 rok

Plan pochodzi z książki "Unvergessenes Rösnitz" autorstwa Heinricha Weichta.



bajki

Wyobraź sobie, zaprosiłam tu kiedyś dzieci do lata z bajką. Zaprosiłam też mądrych ludzi do przeczytania tego, co do dziś gra im w duszy. Powiesiliśmy mnóstwo ogłoszeń z błyszczącymi motylkami, zapraszam w nich dzieci na spotkanie ze znanym ci już Krzysztofem Gładkowskim i jego przyjacielem, Igorem Kąkolewskim, oni zaczęli cała zabawę, czytali, jako pierwsi. Poprosiliśmy księdza dobrodzieja, żeby z ambony zapowiedział. Do aparatu kupiłam film, baterie do światłomierza, wyczyściłam obiektywy i okulary (bez okularów robie zdjęcia...impresjonistyczne, powiedzmy). A z miasta przywiozłam całe mnóstwo mat plażowych, żeby krasnoludkom było wygodnie. I tak bardzo chciałam, żeby naprawdę przyszli... :)) kredki Maryś naostrzył, papier do rysunków w ilości hurtowej też się znalazł. Wszystko było gotowe, chciałam tylko wygumować ten tydzień czekania z kalendarza... Przyszły, oczywiście, że przyszły, gdyby brakło dzieci do słuchania bajek, świat na pewno by sie skończył. Przychodziły w każdą następną niedzielę, ksiądz dobrodziej również, razem z osobą czytającą wybierali najpiękniejsze ilustracje, które dzieci rysowały do wysłuchanej bajki. Nie uwierzysz, jak łatwo przyciągnąć do zabawy ludzi, od których coś zależy, dać im szansę posiedzenia z dziećmi na trawie, przyjrzenia się z bliska radości małego człowieka. Ile do tego trzeba odwagi - umieć spojrzeć dziecku w oczy z wysokości nie większej niż metr...



 zasłuchany prof. Gładkowski

 zaczytany prof. Kąkolewski

 rozmowa z Renią

 słuchanie

 czytający starosta powiatowy, p. Kozina
 werdykt księdza dobrodzieja

 nagrody w konkursie rysunkowym

 tak powstają ilustracje do bajek

 zaczytany burmistrz Kietrza, p. Matela

 wspólne zdjęcie z wicestarostą, p. Wilkiem

 zasłuchani, zaczytani


 bajka z głębokim morałem :)

 czyta p. Ewa Lewosz

 autografy rozdaje szef straży miejskiej, p. Pasikowski



wystawa prac dzieci

 królowa i król bajek

czyta proboszcz, ks. Edward Góral