Liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 września 2013

Chłopięce zabawy

http://www.youtube.com/watch?v=Ac7gBOGkZ8s
http://www.youtube.com/watch?v=4PkJjvLi4EQ



Posłuchaj, proszę. Tak się bawi w bębenki i nie tylko syn moich przyjaciół :) właśnie nagrali pierwszą płytę.




Domy


Dom pierwszy, na dawnej Bauerseite, dziś ulice nie mają tu nazw. Na początek salon. Zważ na łukowate sklepienia i szeroki łuk, dzielący pomieszczenie na 2 równe części. Najbardziej intrygująca jest akustyka tego pomieszczenia. Podobny efekt słyszałam w teatrze Goethe'go w Weimarze, od niedawna można go spotkać w auli liceum im. Mickiewicza w Katowicach, a ogólnie znany jest ze starożytnych teatrów greckich. Konstrukcją ścian i rodzajem materiałów wykończeniowych uzyskuje sie nieprawdopodobny efekt - dźwięk wzmacniany jest tylko w jedną stronę, ze sceny ku publiczności, na widowni słychać szept ze sceny, na scenie niewiele dźwięków dochodzących z widowni. To podobno akustyka, dla mnie czary-mary, no bo jak tynkiem uzyskać dźwięk?? :)
Łysiak pisał w "Uchu", części "Wysp bezludnych" o amfiteatrze w Epidauros, fenomenie starożytnej akustyki, zaprojektowanym przez Młodszego Polikleta: "na jego podniebnym krańcu słychać wyraźnie najlżejszy szept lub szelest z orchestronu. Nie wiedomo za pomocą jakich czarów antyczny konstruktor uzyskał taki efekt i to na otwartym powietrzu - współcześni architekci mogą sobie pomarzyć". A zważ, że pisze to człowiek z doktoratem z architektury, o teatrze założonym około 330r. przed Chrystusem...
Wyobrażasz sobie, że namiastkę tej sztuki mamy w Rozumicach? Najpewniej, gdyby znaleźć czarodzieja, powiedziałby, jakich nowomodnych sztuczek użyć, żeby wróciło to, co było, kiedy to pomieszczenie ukończono budować. Teraz w salonie mojej Moniki mieszka echo pospołu z pogłosem....i to tak, że jak położysz się na kanapie, słyszysz biegające dzieci nad sobą, na pietrze, a nie, jak w rzeczywistości, na ulicy...I na początku Monika sie tego bała :)

A tu jesień już....

Nagadała mi Anka-Krakowianka, że blog zarósł mi pajęczyną.. Tak, teraz co rano są na niej kropelki rosy :) Pomyśl, jak wyglądałaby moja pajęczyna, gdybym była pająkiem. Na pewno nie oś nitkowego koła ze szprychami. Na mojej byłyby metalowe dzwonki, parę książek, jakiś film, koza, żeby było ciepło (rzecz jasna piecyk, nie tak, jak kiedyś kolega, któremu opowiadałam o zawiłościach życia na wsi i na moje - poza centralnym jest jeszcze koza, zapytał z bezbrzeżnym zdumieniem: ŚPISZ Z KOZĄ????), A konstrukcja raczej mało okrągła, wykończona chropowatym tynkiem. Z kwiateczkami namalowanymi przez Monikę. Właściwie w takiej właśnie pajęczynie żyję cały czas i dobrze mi z tym. Czasem myślę jeszcze tylko o fosie, żeby złe utonęło w przedbiegach :)
Coś w tym jest, rzeczywiście, jakoś zaginęłam w codzienności. Wiesz, zbieram chrust na zimę, zatykam szpary watą i gazetami, słoiczkuję śliwki i jabłka oraz sok z czarnego bzu, zbieram tysiące orzechów, które lecą, jak grad... takie tam babskie przygotowania do półrocznego niebytu. Ale na pewno całkiem nie znikam, trochę się tylko opatulę i wrócę. Uśmiechy




 zamyślone kaczki planują trasę...



i robią próby silników przed odlotem