Liczba wyświetleń

czwartek, 31 grudnia 2015

:)

tak naprawdę nie wiem, dlaczego tak ważne powinny być daty, szczególnie dni, które coś kończą. chyba tylko po to, żeby można było marudzić. urlop się skończył, oj; znowu urodziny, oj, ile ja mam lat; koniec roku-oj, oj, oj. a zmienia się tylko cyferka w dacie. żaden to wielki przełom, za parę godzin będę dalej tą samą grajką, w tych samych rozumicach, z tym samym bałaganem w głowie i tuż obok :) ani nie pomarszczę się błyskawicznie, bo przecież jestem o rok starsza, ani 1 stycznia, spoglądając w przelocie w zaparowane lustro, nie zobaczę w nim marilyn monroe. 
nie robię postanowień noworocznych, dokładnie tak, jak nie obiecuję sobie, że coś zacznę, czy skończę od poniedziałku. jeśli coś ma być, będzie, niezależnie od tych nieszczęsnych cyferek. jeśli nie, żadne 15, 16, czy 26 niczego nie zmienią. jeśli sama nie postanowię, że coś w moim życiu musi się zmienić i nie ruszę do tej zmiany już, żadne czary-mary-odponiedziałku-wnowym roku nie pomogą. a jeśli nie chcę zmian, tym bardziej nie będę zaklinać rzeczywistości i tak naprawdę czekać na cud. nowe i stare jest tylko we mnie.
jutro ktoś mnie pokocha, z nieba sypnie się grosz? raczej nie bardzo. chyba nauczyliśmy się tylko na coś czekać, na wydarzenia, mannę z nieba, cuda na kiju. znasz to? jak dorosnę, będę robić tylko to, co chcę, wyjdę za mąż i bedę mieć własną, całkiem inną niż do tej pory rodzinę; jak znajdę pracę, to...; jak moje dziecko pójdzie do szkoły...; jak będę mieć urlop....; i tak dalej, cały czas mówimy o czymś, co będzie, od czasu do czasu wtrącając - a jak byliśmy w honolulu.... a dziś? gdzie jest dziś? tylko wczorajszym jutro, a jutrzejszym wczoraj? nie, oj nie, właśnie dziś jestem. dziś jest każdego dnia. dziś myślę, czuję uśmiecham się i płaczę. dziś mozolnie buduję moje jutro. tak, jak umiem, bez fajerwerków, szerokiej skali czynów ogromnych (a kto to powiedział? :) ), ale samodzielnie. nie czekam, aż przyjdzie się i zrobi coś za mnie. no taki defekt :)

ale ponieważ to czas składania życzeń, co bardzo lubię robić, życzę ci pięknego życia w dyskalkulii datowej, każdego dnia miej swoje dziś i przeżyj je pięknie, czuj, śmiej się i płacz, kochaj i bądź kochany, nie czekaj na poniedziałek, żeby coś się wydarzyło. żyj prawdziwie, tak pełnie, na ile potrafisz, a jeśli robisz wszystko, żeby tak było - ciesz się tym, każdym malutkim, samodzielnie wypracowanym sukcesikiem. bądź zdrów dbając o siebie, bo jesteś wart, żeby żyć długo. bądź szczęśliwy - jesteś jedyny na świecie, naprawdę nie ma takiej drugiej osoby wśród paru miliardów ziemskich duszyczek. zauważ siebie w codzienności, z tobą nie będzie nigdy szara. uśmiechaj się do siebie jak najczęściej, tak, jak ja uśmiecham się do ciebie :)
bądź szczęśliwym człowiekiem, którego anioł stróż nigdy nie śpi :)
życzę ci dobrego życia.

środa, 30 grudnia 2015

smyczki

są tacy, co im w duszy i pod palcami gra, jedno takie podesłało mi cudo kolejne. k.t. - dziękuję :) w "shape of my heart" nie brakuje niczego, nawet głosu stinga... to aż niemożliwe, bo tego brakuje mi stale :)  kliknij i słuchaj, proszę :)



piątek, 18 grudnia 2015

szeptem

mówisz: za późno, już nie czas, myślisz: czemu nie wcześniej, czemu nie mądrzej, intensywniej, inaczej??!!
bo nie
to jedyna sensowna odpowiedź, gdyby mogło być co innego/kiedy indziej, to by było
pamiętasz, opowiadałam ci kiedyś o moim widzeniu świata - każdy dzień, to malutkie życie, z niebytu w niebyt, z całym bagażem uczuć, emocji doświadczeń, złości i szczęścia. wstaję o świcie znikąd, zasypiam w nicość. upraszczam? nie, na pewno nie. fakt, niczego nie planuję, żadnego bezmiaru czynów ogromnych, ale mimo to każdego dnia dzieje się COŚ. i czym by nie było, jest moje, własne, prawdziwe. na moim profilowym zdjęciu na fb (a tak, tak, dorobiłam się, trochę nie z własnej woli, ale i tam jakoś jestem :) tajniacko, jak zwykle, jak nie grajka007, to pelagia wons:) ) jest wieża. wieża radości i wieża miejsca, w którym mieszkam. z wystrzelonym pociskiem sercem... 



spójrz, proszę, raz jeszcze. ktoś do kogoś strzelał, zło toczyło się przez mój raj, przecież chciał zabić, dopełnić zniszczenia, a w górnym oknie wystrzelił serce. na wieży zamieszkały bociany, stoją na szczycie.... prawie zawsze mam przy sobie aparat, jakikolwiek, ale jest. łapię chwilki, coś, co dotknie, uśmiechnie mnie, poruszy, zezłości. no tak, klasyczny zestaw w torebce :) aparat, malusieńkie kleszczyki do drutu, takież kombinerki, parę zakrętek, kamyk z ajaccio.... 
są ludzie, którzy mnie chcą, choć ja nie zawsze umiem otworzyć furtkę... potrzebują mnie, kłaniam im się nisko, że właśnie mnie, bo.... po cholerę to to żyje, nawet nie wiadomo, czy ma szyję, a bez szyi komu się przyda????? no dobrze, nie mam kropeczek :)
tyle już było, coś może będzie, nie wiem. jestem. już nie walczę, przestałam i nagle zobaczyłam, że żyję. w dziwnym świecie, z klamką po nie tej stronie drzwi lodówki, w miejscu, w którym człekopodobny pojawił się 500 tys. lat temu, nawet jeśli theo mówi inaczej :)
wiesz, jestem wybrańcem bogów tego przedczłowieka :) jak ludziom spadnie kawałek tynku, to ot tak, spadł, trzeba wypowiedzieć zaklęcie, zatynkować, zamalować, zapomnieć. ale nie tu, oj, nie...
spadł. i co???? gosia mówi, że mam domalować portal do innego wymiaru, w którym mieszka mój prywatny demon


jest wściekły, trzyma w łapie łeb innego wściekłego....
ot, życie :)

Kochać i tracić, pragnąc i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...

Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Siady na piasku i kręgi na wodzie.

staff, no cudo i tyle :)

wtorek, 15 grudnia 2015

bestia, czas teraźniejszy, dokonany

Pamiętasz opowieść o bestii, która udawała człowieka? Przeczytaj, proszę, bo to będzie ciąg dalszy :)

Mijały lata ucisku i niedoli. Niektórzy czasem próbowali zadać pytanie, ale wtedy sąsiedzi szeptali im do ucha: nie, proszę, przecież wiesz, że mieszkam obok Bestii, jak się dowie, zemści się na mojej rodzinie... Znalazł się nawet jeden, który, po silniejszym trunku, zebrał w sobie całą odwagę i nocą wykrzyczał całę swoje widzenie potwora. Zniknął, nie ma go już prawie 2 lata, mówią, że zakuty w dyby wyje nocami z rozpaczy w wielkim, ciemnym lesie. 
Raz na 4 lata Bestia obchodzi urodziny. Urodziła się w roku przestępczym, jak większość bestii tego świata. Zamaszystym krokiem paraduje przez sioło do karczmy i huczy: okowita dla wszystkich! pamiętajcie, jaka jestem wspaniała! opowiadajcie o tym swoim dzieciom! opowiadajcie wszystkim, a jak przyjdzie czas, krzyknijcie do Zaczarowanego Pudełka, że nie masz większej dobroci w siole, niż ja!
I opowiadali, krzyczeli.... Potem szeptali, łkali z rozpaczy, znikąd nie mając ratunku, znikąd pomocy...
Niedaleko zaklętej nory bestii mieszkała sliczna dzieweczka. Domek miała prawdziwy, z firaneczkami na wysokim ganku, który mógłby być wieżą, gdyby mieszkała w zamku. Śliczne i mądre było to dziewczę. Kiedy nauczyła się już wszystkiego, co przystoi białogłowie, uprosiła u mateczki i tatula nauki w mieście dalekim. Płakali, prosili: jakże to? tkać i śpiewać jak skowronek już umiesz, na cóż ci więcej? zalotnicy zaglądają, za mąż ci dziecko trza iść, a nie do obcych jechać... Kochali jednak swą Jasnowłosą nad życie, z ich błogosławieństwem ruszyła w świat.
Całe lata nie słyszała krzyków, pomruków Bestii, rodzice chronili ją przed tryskającym wokół jadem, lata na naukach nie pozwalały na częste przyjazdy do domu, a nikt nie opowiadał jej o codziennej grozie.
Wreszcie wróciła. Nie potrafiłaby zostać na obczyźnie i zapomnieć o rodzinnym gnieździe. Wielka radość zapanowała w domu Jasnowłosej, a i szczęście nie kazało na siebie długo czekać i dzielny rycerz zdobył jej serce. Piękne, dzielne, mądre i dobre było to dziewczę. Szybko okazało się, że, choć wiotkia i delikatna, wiele dla rodaków uczynić może. A to ciury do kopania fos namówiła, a to wodę z pól do potoków skierować kazała, chałupy przed powodzią ratując, a to pierwsze na świecie znaki przy trakcie nakazała postawić i powozy przestały pędzić między chałupami, bo i straż utworzyła i karać przestępców nakazała. A to jadła nagotowała i biedocie rozdawać kazała, nieszczęsnym i grosza i serca dać umiała.
Z początku Bestia przyglądała się jej jasnym włosom, słodkiemu uśmiechowi i rumieńcom niewinnym.  Lepszać ona, niźli moja maska - pomyślała - lubią ją, wierzą, będzie moja, posłuszna i uczynna, powiększę moją moc jej niewinnością. Białogłowa nie może być mądrą, ot takie babskie uroki, zdobędę ją i to ona zło dla mnie czynić będzie.
Zaczęła często przychodzić do karczmy, w której Jasnowłosa biermuszki roznosiła, uśmiechy budząc, a kiesę napełniając, bo to dla niej przychodzili pod byle pretekstem, a zamawiali wiele, aby tylko podeszłą, aby się uśmiechnęła. A dziewczę, którą ojciec odumarł, matuli grosz każdy do domu nosiło.
Bestia z zatęchłego kufra wyjęła odzienie odświętne, trochę tylko brudne i siarką zionące i jak nie zacznie wąsa podkręcać, krzywe uśmiechy w potłuczonym zwierciadle ćwiczyć, a ukłon nawet próbuje, bo mówią, że niewiasty to lubią. W końcu, gotowa i pewna siebie, do karczmy ruszyła.
Jasnowłosa uśmiechnęła się do niej ciepło, bo w każdym, nawet w Bestii, dobra przywykła szukać, a uśmiechy fałszywe za dobrą monetę przyjmowała, szacunek, co ją matula dla starszych mieć nauczyła, słodko okazując. A tuś mi pomyślała Bestia, kiesę otworzyła, jałmużną dla biednych sypnęła, wdzięczność dziewczęcia zyskując. Dobrą udawała a do króla jechać obiecała, dukaty na sierociniec pozyskać. Dziękowała Jasnowłosa wdzięcność i pomoc wszelaką obiecując.
Wielu słyszało tę romowę, milczeli jednak, w duchu płacząc nad dziewczątkiem, bo wiedzieli,, że Bestia ją sobie upatrzyła, a Bogu dziękując, a ich niewiasty będą choć prze chwilę bezpieczne. Kielichy wnieśli: za zgodę! za Bestię! za dzieweczkę!
Dzieweczka zaprzęgała swoją cerwoną, malutką karocę, a do króla jeździła, a dukaty przemyślnie zdobywała, sierociniec i kuchnię dla ubogich mozolnie budując. Kiedy już stały, Bestia głośnym rykiem obwieściła, że napracowałą się okrutnie, że dzielna była i poświęcenia pełna. Dzieweczka oczy modre wniosła na pysk przebrzydły i długo patrzyła, słowa jednego nie mówiąc. 
Niebawem król ogłosił, że czas Zaczarowanego Pudełka użyć, na jedno pytanie odpowiadając szczerze: kto największym dobrodziejem jest????
Trwoga nastała, bo wiedzieli wszyscy, że dzieweczka, a prawdy rzec nie mogli, bo Bestia gotowa była pożreć najmniesze dzieciątko z rodu... I nadjechał król z orszakiem, a czterech rycerzy najznamienitszych Zaczarowane Pudełko wiodło. I podchodził każdy i szeptał: Bestia to jest, a ona, stojąc pod lasem, a tubę specjalną dzierżąc w łapie, z której każde słowo słyszała, ryczała dla prypomnienia: a o regałach do kuchni dla ubogich pamiętajcie! a o patelni, com ją biednym kupiła, królowi powiedzcie! Przyszła kolej na dzieweczkę, stanęła przy królu, po Pudełko rączkę malutką wyciągnęła, rumieńce spłonęła, rąbek sukni paluszkami skubiąc. A Bestia swoje: pomnij, coś mi obiecała!!! 
Obruszyły się dwie Stare Czarownice, co w lesie chatynkę miały. Bestię borsukami przegoniły, a zawodzić głośno zaczęły, a krzyczeć żałośnie: prawdę, dziecko, mów! Jasnowłosej bródka drżeć zaczęła, Bestia w szale nadbiegła, jadem plując, ogniem zionąc... Król zadziwony wziął dziewczę przed siebie i rzecze: ojca twego znałem, dzielnym był wojem, prawym, mać twoja dobra białogłowa, mów zatem - kto największym dobrodziejem jest???? 
Stare Czarownice wirować zaczęły w tańcu szalonym, dziwną pieśń śpiewając: Bestia upodlona, całkiem jest szalona, dzieweczka uczciwa, skromna, sprawiedliwa, Bestia ją nakłania do kłamu i łgania, dzieweczka nie może, zniknij już potworze...
Cisza! - zakrzyknie król i, do Jasnowłosej się zwróciwszy, rzeknie: mów, dziecino, mów.
Zamilkły Carownice, Bestia, gawiedź, ptaszyna najlichsza... Jasnowłosa powoli uniosła głowę, wyprostowała przygięte nieszczęściem plecy, a warkocz pewnym ruchem w tył odrzuciwszy, rzekła:
zła Bestia jest, okrutna, nieszczęście jeno czyni, dzieci pożera, szukałam w niej serca dobrego, alem ani krzynki najść nie mogła.  Łgać nie będę! - zakrzyknęła hardo w pysk Bestii.
I stało się dziwo - z pyska owego fioletowa smużka dymu unosić się zaczęła, coraz większą smugą zasłąniając potwora, który kurczyć się zaczął, lamentując i płacząc, coraz mniejszy i mniejszy, aż potwornym zalążkiem się stając. Jeszcze słychać było jej wygrażanie, jeszcze siarkę czuć było, gdy Jasnowłosa tupnęła trzewiczkiem i Bestia istnieć przestała....
Niech żyje królowa nasza! Jasnowłosa pani miłościwa! - pokrzyknęły Czarownice
Niech... niech... - bewiednie jeszcze szepnął tłum, uwierzyć nie mogąc, że tylu rycerzy poległo w walce, a małe dziewczątko pokonało potwora.
Wystarczająca to była odpowiedź dla króla, który brawo bić zaczął, Jasnowłosą najdzielniejszą i dobrą oficjalnie głosząc.
A ona do swego rycerza powróciła, chałupkę na wzgórzu wybudowali i żyli dugo i szczęśliwie, kochani przez wszystkich, co bajki o niej powiadać zaczęli.














poniedziałek, 30 listopada 2015

wiewiórka, czyli kto zbiera jesienią...

jesienią mój świat robi się orzechowy. lekko rudy, przywiędły, opadający. autko stoi pod wiatą, mało podobne, żeby wytrzymało bombardowanie wielkiego drzewa przed domem. zbieram rano, jak tylko uda mi się rano znaleźć na to czas, w południe i pod wieczór. jeśli mi się nie uda, inne wiewiórki wchodzą przez brak bramy i napełniają swoje schowki.
nie pamiętam tu o azofoskach, czy innych polifoskach, opryskach i chemikaliach mordujących robale, nie mam związków siarki do suszenia, spalinowych wialni, współpracuję ze słońcem i wiatrem. moje orzechy są ciemne, nierówne kolorystycznie, nieciekawe i ... pyszne :) serio. gdybym poszła z nimi na targ, nikt by ich ode mnie nie kupił. ma być równo, jasno bez plamek, niteczek, orzeszkowe wojsko. ale powiem ci, że ten mój polichromiczny bałagan ma w sobie coś, czego nie ma żaden inny orzech. ma w sobie starą bajkę :)
i co z tego, że włoski??



ptaśki już doceniły, cała masa wydziobuszek :) i nie maszkiecą, jedzą saute, bez kleksika miodu :)


poniedziałek, 28 września 2015

Zaćmienie księżyca, czyli co ja robię w NASA

Chyba nie potrafię opowiedzieć Ci, jaka to była noc.
Wyjechałam z domu nieco po 2.00. We wsi świeciły latarnie, a mimo to widziałam milion gwiazd i parę planet do kompletu. Dość dosłownie parę, bo Wenus i Księżyc miały randkę nad stodołą. Zostawiłam za sobą łunę kilku wiejskich latarni, wioska szybko zniknęła w kotlinie, wjechałam na drogę wśród pól. To jest ta scena, w której włącza się długie światła, bo krótkie okazują się za krótkie i nie widać wbiegających na drogę saren, zajęcy i dzików. Przez chwilę miałam księżyc za sobą, nie mam pojęcia, jakim cudem nie zjechałam z drogi, bo głowa sama się do niego odwracała. Nie znałam do tej pory możliwości mojego malutkiego autka :) nie bało się ciemności, pędziło, jakby mu ktoś 18 lat odjął :) Jeden zakręt w stronę cywilizacji i skończyły się wycinane właśnie krzewy (w Strategii Rozwoju Gminy przewidziano pieniądze na zakrzewienia przydrożne, a już miejsca nie było :) ) i..
No właśnie. I co teraz? Jak przy pomocy paru przycisków na klawiaturze narysować Ci to, co widziałam???? 
Przestrzeń po wszystkie horyzonty. Bezchmurne niebo z jasno świecącą mapą gwiazd, chyba tylko podpisów brakowało, ciszę, którą słychać, widać i czuć. Siedziałam, patrzyłam, czułam, chłonęłam. Kolejny skalp do mojej kolekcji chwil efemerycznych, z których tak naprawdę składa się szczęście. Moje na pewno :)
A potem same atrakcje:) Najpierw zawyłam wprost do ucha typa, który ukradł mi aparat ze statywem. Krótko, zwięźle i donośnie, aż go zaćmiło całkowicie. A potem, przy pomocy paczki chusteczek papierowych, pokrywki obiektywu, futerału do okularów i dachu autka, wyprodukowałam w miarę statyczny statyw. Nie, że od razu pełna ostrość, ale nic to, moja rzeczywistość też bywa mało ostra :) I mam. Złapałam w kadrze chwilkę, w której czułam się szczęśliwa, w środku nocy, w polach, w miejscu, które po raz pierwszy nazywam moim domem...
A kilka zdjęć jest w poniższej galerii, która należy do NASA. Życia w kosmosie szukają, na Marsie  wodę znaleźli, a o Rozumicach nie wiedzą :) Rozumiesz, że musiałam to zmienić? :)


wtorek, 25 sierpnia 2015

bajka o domku na kurzej łapce

ponad 35 tysięcy ludzików... czytają i ... krzyczą, proszą, pytają, czekają :) że pajęczyną zarosłam, czy w ogóle jeszcze żyję, napominają, tupią i gwiżdżą. no dobrze, nie wszyscy :) ale i tak dostałam po uszach. no to szybciutko opowiem bajkę.

dawno, niedawno temu, pewna miastowa baba wymyśliła, że wyniesie się na wieś, gdzie kury gdaczą, woda czysta, trawa zielona. ponieważ zwykle najpierw działała, a potem myślała, kupiła chałupkę na kurzej łapce i tyle ją widzieli.
http://lukremalowane.blogspot.com/

zniknęła z kurzu asfaltu, tramwajów, miejskich autobusów, świata sygnalizacji świetlnej, przejazdów kolejowych, przed którymi, czekając w aucie, czytała książki, wielkich sklepów, tak wielkich, że zmieściłyby się w 3/4 miejsca, które wybrała na resztę swoich lat, ile by jej Wielki nie dał.
zamieszkała. oswoiła obcość, inność, widok z wszystkich, drewnianych okien, kąty, pełne wszelakiego bałaganu po poprzednikach, zaczęła grzebać w przeszłości głębokiej, zamierzchłej, ciemnej. w kąty wcisnęła swój bałagan, swoje zabawki, swoje ja. polubiła przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, jakakolwiek była jej pisana. zaprzyjaźniła się z wiatrem, wiejącym ze szpar, kotami, których nigdy nie miała (one nie miały tego personelu pomocniczego i nauczyły ją, jak to jest być ignorowanym?), piecem, który wiecznie woła o opał i wieje zimnem, siekierą, piłą i wspomaganiem akustycznym (o, żesz k....), które dawały jej siłę do zdobycia ciepła.
w wielkim, zarośniętym sadzie, znalazła owoce, których smak pamiętała z dzieciństwa, soczyste, słodkie, lepkie od soku. jadła, pakowała do obory, stajni, chlewika, żeby starczyło na czas zimny, paskudny, wietrzny i mroźny. do słoików, z odrobiną cukru, do zamrażarki (sic!) na zimę. zimą grzała na kozie, zdobytej na złomowisku i pieszczotliwie odnowionej, podjadała te ciepłosoczki z radością, której nie pamiętała od dzieciństwa.
los chciał, że została w tym świecie sama.sama? czyżby? :)
zabrał jedno, dał milion innego. los tak ma.
została z życiem, którego istnienia nawet nie podejrzewała. z ludźmi, którzy nie istnieliby w wirze aglomeracji. ona też nie miałaby tam racji bytu, ale tego dowiedziała się dopiero z perspektywy kurzych łapek.
żyła, płakała, śmiała się, poznawała, dostawała i dawała, sama nie wiedziała, czego więcej.
nigdy nie dostałaby moniki, która poszła do jeszcze większej jędzy i dowiedziały się obie, że jeszcze dawniej temu były siostrami.
JAK JA LUBIĘ JĘDZE :)
jeszcze później pojęła, że jej życie nigdy nie było tak fascynujące, jak w ustach tubylców. poczuła się spełniona, szczęśliwa, pełna człowieczeństwa wszelakiego.
żyje nadal, siedzi w kącie mapy, z aparatem w ręku, słucha, czuje, widzi, uwiecznia chwile, które to głupie pudło potrafi uchwycić, bo nijak się nie mają do tego, co by chciała (pozdrawiam czule złodzieja sprzętu, który był przedłużeniem mojego widzenia...).
szczęśliwy człowiek na za....perypetiach* wielkiego świata.
i, nienawidząc gnomy, które czuwają, będzie tak żyć długo i szczęśliwie

*copyright człek, który rzekł: mieszkam na perypetiach częstochowy


sobota, 4 kwietnia 2015

wtorek, 31 marca 2015

A tymczasem w rezerwacie....

... znalazłam UFO...
oni nie potrafią lądować....



Zenon, a wyczucie kompozycji :)


Są tacy, którzy odbierają mu w ogóle zdolność myślenia. Inni uważają, że jest zmyślny, bo biegnie za mną i głośno krzyczy, kiedy idę do lodówki. To pozory...
Mieszkam z nim i wiem, że nigdy nie jest niedopracowany, zawsze czysty, wręcz wylizany :), nie pozuje z profilu, bo pewnie któryś profil nie taki, a kto by spamiętał który, nie siada byle gdzie, a jak już usiądzie, zastyga bez ruchu, jak zawodowy model. To wszystko nic w obliczu wyczucia miejsca.... Żadnych przypadkowych układów przestrzennych, elementów scenografii, kątów padania światła..... Aż dziwne, że nie wziął ze sobą stosownej kolorystycznie książki, a może byłaby to manifestacja miałkości (miau - kości?), bo książki, moje, tak jak ja, najbardziej lubi w łóżku. Pod głową, jak poduszkę :) Koniecznie otwarte.




piątek, 20 marca 2015

czwartek, 19 marca 2015

Zajrzyj tu do nas koniecznie :)


Nadchodzi.... czyli bajka z mchu i paproci

Pamiętasz? Pisałam kiedyś o Dove Stone w Yorkshire. Było tam zdjęcie z lasu:



Dziś rano poszłam do rezerwatu, pomalutku budzi się do życia, choć na razie widziałam więcej saren i zajęcy, niż florowatych :) Uderzyło mnie jednak coś innego... zobacz, proszę...


to rozumicki las, jeszcze bez widocznej ściółki, a jaki światowy :)

a dalej obiecane mchy, paprocie, widłaki, przylaszczka i huby












piątek, 13 marca 2015

Wybory sołtysa, dokończenie

No i mamy stare-nowe. Powiem Ci tylko, że to oznacza dalsze dolce far niente, wśród pięknych okoliczności przyrody :), z dala od świata, z wszystkim, co się z tym łączy. I jeszcze, że nie chowam się za wielką, żelazną bramą, od środowego wieczora zrobiłam już kilka ciekawych rzeczy, a teraz zobaczymy, co z tego wyniknie. Jeśli się uda, opowiem.
Nu, pagadi!, cytując klasyka :)

środa, 11 marca 2015

30 tysięcy...

Cena za rekordowego, 180 kilogramowego tuńczyka ?
Mieszkania  do wynajęcia w Gdańsku?
Nerki ????.....
A może chodzi o moment, w którym człowiek, wykorzystując szlaki natury, dotarł do Ameryki ?
Migracje  Japończyków?
Osób na Europejskim Spotkaniu Młodych ?

Nie... to Wy zajrzeliście do mnie już ponad 30 tysięcy razy. Dziękuję....

Miękko w środku człowieka, ciepły uśmiech, poczucie, że ktoś chce, bo przecież nie musi... Marysiowemu Sadowi też się udzieliło i wygląda teraz tak:






Wprawdzie Internet wykrzywił do granic wytrzymałości cięciwy relacje między ludźmi na osi czasu, 




ale dzięki Wam czuję się tak, jakbym napisała KSIĄŻKĘ, 
Uczucie - bezcenne...


wtorek, 10 marca 2015

Zagadka


Kim może być ta dziewczyna? Modelką? Celebrytką? Barbie??









odpowiedź tutaj i tutaj



 z cyklu:
"nie sądź książki po okładce"....

Wybory sołtysa, cd. odc.3 :)

  Powiem tak, nie zasłużyłam na tak wiele, po tylu latach, kiedy ludzie poznają się od podszewki, znają się z dobrych i złych stron, dostać coś takiego, to .... nogi się uginają, głowa pochyla i nie wiadomo, co powiedzieć...
  Chociaż, może po niedawnych Oskarach, powinnam powiedzieć raczej coś w stylu:
dziękuję mamie i tacie, mojemu kotu i psu (szloch)
mojej ekipie i znajomym, którzy pewnie są już pijani (to kwintesencja wypowiedzi reżysera nagrodzonej "Idy"...)
(majt statuetką) 
thank you!!!!

A całkiem serio, dziękuję Tobie i Zbyszkowi, że wytrzymujecie ze mną już tyle lat. Czułości



Halina M.
magister ekonomii
były: doradca podatkowy
obecnie: rehabilitant zwierząt
zam. .......

Rekomendacja
Grażynę poznałam niemalże przed trzydziestu laty. Połączyły nas więzy przyjaźni, a później i zawodowe. Mam więc pełne prawo powiedzieć, że ją dobrze znam.
Jej główne cechy:
  • osobiste: inteligencja, wszechstronność zainteresowań i wiedzy ogólnej, elokwencja, uczuciowość, barwność języka, lekkość pióra, duże poczucie humoru, opanowanie, wyrozumiałość, tolerancja;
  • w przyjaźni: wierność, niezawodność, dyskrecja, taktowność, lojalność;
  • w życiu zawodowym: otwarty umysł, pomysłowość, przedsiębiorczość, pełne zaangażowanie, uczciwość, pracowitość, rzetelność, wytrwałość, konsekwencja w działaniu, dokładność, lojalność;
  • w życiu społecznym: odpowiedzialność, empatia, wrażliwość na krzywdę każdej żywej istoty, patriotyzm połączony z uszanowaniem tradycji i kultury innych narodowości.

Grażyna jest wzorem aktywności na każdym z wymienionych obszarów życia. Będąc cudowną i wrażliwą obserwatorką życia społeczności, w której żyje, potrafi dostrzec nękające ją problemy i zaskakuje wspaniałymi pomysłami na ich usunięcie. Otwarta na wszystko co dobre. Troszczy się, by życie ludzi wokół niej było nie tylko coraz lżejsze, ale także coraz piękniejsze.
Większość z nas kieruje się w życiu wspaniałą zasadą: nie czyń drugiemu co tobie nie miłe, a w tym celu wystarczy po prostu nie robić nic, ale ludzie pokroju Grażynki starają się robić wszystko, by czynić drugiemu co im miłe.
Idąc do celu nie zraża się żadną przeszkodą. Często myślę, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Swym entuzjazmem potrafi pociągnąć innych do realizacji swych wspaniałych planów. Potrafi pokierować zespołem ludzi
i,  co nie bez znaczenia, potrafi pozyskać niezbędne środki finansowe.
Życie pokazało, że nawet w trakcie osobistych, życiowych „trzęsień ziemi” i choroby nigdy nie zamyka się na problemy innych, nie odtrąca niczyjej wyciągniętej o pomoc dłoni i nawet z własnej inicjatywy idzie
z pomocą. Nie znam drugiego tak twardego słabego człowieka.
Grażynka pełna życia, mocna choć „słaba kobieta” potrafi osiągnąć więcej niż niejeden pozbawiony inwencji, słaby choć „mocny mężczyzna”.

Można śmiało powierzyć swój los w jej ręce !

Halina M.

poniedziałek, 2 marca 2015

Wybory sołtysa, ciąg dalszy....

"Gdyby ludzie robili tylko to, co wydaje się możliwe, do dziś siedzieliby w jaskiniach"
Stanisław Lem

Blog posiada funkcję obserwacji komentarzy i haseł wprowadzanych w wyszukiwarkę. Oczywiście nie pokazuje, kto wyszukiwał :), a jedynie ilość wyszukań danego hasła. Najczęściej szukaliście "wybory sołtysa w gminie Kietrz", co kierowało Was również na mój blog, a następne w kolejności jest moje nazwisko i nazwa miejscowości... Do tego już trzeba mnie znać, przynajmniej po nazwisku, wnioskuję więc, że ciekawi są moi sąsiedzi :) 
Parę więc słów rozwijających wątek Grajki z Rozumic.
Nie wierzę, że się nie da, bo to dotyczy tylko trzaśnięcia drzwiami obrotowymi, choć moja siostra stwierdziła kiedyś, że widocznie nikt mnie jeszcze aż tak nie ... wyprowadził z równowagi :)
Nie da się tylko wtedy, jeśli nic się nie będzie robiło. Piszę właśnie Plan Odnowy Rozumic, oparty na Strategii Rozwoju Gminy. 

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&ved=0CCEQFjAA&url=http%3A%2F%2Fbip.kietrz.pl%2Fsystem%2Fobj%2F2501_122_zal.doc&ei=ZPvzVPerMoX9UpyTgYAP&usg=AFQjCNFyeq-1fjSmvWdkrhdzSYoJ6mz0Cw&sig2=54pOwjWPAiOrVTkoy-XqAQ

Czytam dokument nadrzędny i widzę, że w tak ważnej dla wsi debacie nie uczestniczył sołtys mojej wsi... Że sąsiednie wsie potrafiły wprowadzić do niego (dokumentu, nie sołtysa :)) duże inwestycje, małe sukcesiki i mam wrażenie, że jeśli to zrobiły, to będą robić wszystko, żeby jak najwięcej zrealizować. Wygląda na to, że w Rozumicach nic nie jest potrzebne, po co, skoro i tak się nie da, gmina nie da pieniędzy, po co próbować, jeśli nic z tego nie wyjdzie, lepiej usiąść wygodnie, napić się kawy/piwa i niech życie się toczy....
Czytam Diagnozę Lokalnych Zagrożeń Społecznych

http://bip.kietrz.pl/system/obj/2627_15._DIAGNOZA_LOKALNYCH_ZAGROZEN_SPOLECZNYCH_GMINA_KIETRZ_2011.pdf

i widzę zamkniętą świetlicę, zlikwidowane boisko, plac zabaw, na którym zabawki, nie dość, że krzywo, to jeszcze osadzone są na takiej wysokości, że muszę podskoczyć, żeby usiąść, ze ścieżkami wysypanymi zarośniętym tłuczniem (to od stłuczonych kolanek i buziaków dzieci...), czytam plakaty, zapraszające na festyny, imprezy, spotkania we wszystkich okolicznych wsiach, tylko nie w mojej. Widzę młodych ludzi, siedzących na przystanku autobusowym, bo nigdzie nie ma miejsca, żeby porozmawiać, nie mówiąc już o zorganizowaniu dla nich czegokolwiek.
Czytam mail od osoby kiedyś decydującej o wielu sprawach, która na moje pytanie, czemu każda propozycja zmian jest torpedowana, nawet nie rozważana i co właściwie chcemy we wsi zrobić, odpowiada: dzień papieski, dożynki.... rzeczy, które, może i miłe, ale nie zmieniające niczego, nie wnoszące rewolucji w nasze życie. Dla takich osób piastowane stanowisko jest sukcesem samo w sobie, nie możliwością działania, za które, podkreślając jego wagę i bezinteresowność, dziękuje mi w następnym mailu... I nie jest to bynajmniej mój fan :)
Widzę skrzynki z pelargoniami na mostkach i uśmiecham się, bo słyszę, jak lata temu, kiedy na zebraniu zaproponowałam ich powieszenie, usłyszałam, że to jest wieś, nie miasto, z którego przyjechałam, że zostaną zniszczone, wrzucone do rzeki... potem słyszę tę samą osobę, chwalącą się pomysłem powieszenia skrzynek na balustradach... Dla mnie istotne jest, że są, obojętnie kto przypisuje sobie zasługę i, jak w wielu innych rzeczach, zrobionych przez kogoś, wypina pierś po order...
Widzę też, w jakim stanie są te balustrady, pokrzywione, odrapane...
Widać tak wada wzroku :) I chyba nie tylko, bo nie dość, że widzę, to jeszcze słyszę :))
"Nie chcę się już w nic angażować, bo jak kiedyś coś zrobiłem, to pół wsi gadało, że się na tym obłowiłem"
"Niech pani da spokój, nalata się pani, podenerwuje, a i tak nic pani nie osiągnie, kiedyś coś zrobiłem, do dziś jest, a dowiedziałem się, że dzięki temu zrobiłem remont domu"
"Wie pani, co on o pani mówi... obiecał, że panią w gminie załatwi..."
ale słyszę również, że "trzeba wiedzieć, że nie mieści się w głowie, ile rzeczy trzeba mieć w d...ie, ale jak się człowiek zatnie, to zrobi bardzo dużo" i tego się będę trzymać.
Otóż mam przewrotną naturę, jeśli przez prawie rok prowadziłam rozmowy z kancelarią Prezydenta Polski o patronacie nad międzynarodowym sympozjum naukowym w Rozumicach, w którym wziął udział jej przedstawiciel:
http://www.prezydent.pl/archiwum/archiwum-aktualnosci/rok-2009/art,52,639,sympozjum-nt-historii-gornego-slaska-i-dziejow-ziemi-glubczyckiej.html
(co niektórzy przedstawiają jako swój osobisty sukces:)), projekty napisane przeze mnie zaowocowały w ubiegłym roku grantami w wysokości 21 tysięcy złotych, prawie rok prowadziłam zajęcia dla dzieci (BEZPŁATNE I BEZPŁATNIE), których część teatralną prowadziła pani instruktor gier dramatycznych z Warszawy (BEZPŁATNIE), ściągnęłam burmistrzów, komendanta Straży Miejskiej , starostę powiatowego i dwóch profesorów (BEZPŁATNIE)
do czytania dzieciom bajek na trawniku pośrodku wsi, pisałam projekty grantowe, które osoba władna składała bez kompletu wymaganych dokumentów, a mimo to, mój projekt placu zabaw zrobił furorę w urzędzie, pisałam pismo w sprawie bezpłatnych przejazdów dzieci do szkoły i przywrócenia obwodu szkolnego, w moim sadzie, z drużyną rekonstrukcji historycznych Belemnit, świętowaliśmy, z wieloma mieszkańcami, 600 rocznicę bitwy pod Grunwaldem
http://www.powglubczyce.fora.pl/powiat-glubczycki,22/druzyna-wojow-slowianskich-i-polskomorawskich-belemnit,2467.html
(Marysiowy Sad to imię mojego domu, choć Grajka powinna mieć raczej Grajdołek :)), a wojowie uczestniczyli też w sympozjum (lipiec 2009)
http://srh-silesia.pl/actions.php?lang=pl
i parę pomniejszych (m.in. bezpośrednia pomoc konkretnym osobom, przede wszystkim w załatwianiu spraw urzędowych), jako osoba całkowicie prywatna, bez możliwości, jakie daje bycie sołtysem, to złe słowa nie wyhamują moich pomysłów na poprawienie naszego życia i prób ich realizacji. Zewnętrzna siłownia, boisko, zimą lodowisko, letnie festyny, kino pod chmurką, ciekawi ludzie, kursy i staże zawodowe, naprawa nie tylko zniszczonych mostków, wielu innych spraw mieszkańców, nie są tylko pobożnymi życzeniami. Da się, trzeba tylko chcieć. Piastowanie funkcji społecznej nie jest dla mnie sztuką dla sztuki, jest obowiązkiem wykorzystania każdej możliwości, która poprawi życie w miejscu, w którym teraz my żyjemy. Teraz my, bo najstarszy ślad pobytu człowieka w dzisiejszych Rozumicach pochodzi sprzed 500 tysięcy lat....Pięciuset, to nie błąd...
Wybierzecie Państwo sołtysa, którego będziecie chcieli, to prawo demokracji, ale kandydowanie nie jest grzechem śmiertelnym, Wasz wybór, jakikolwiek by nie był, przyjmę z pokorą. 
A na koniec tekst, który od lat czytam, kiedy potrzebny mi jest spokój i rozjaśnienie celu mojego życia, nie chcę być tylko przekaźnikiem genów, choć akurat to wyszło mi wspaniale :)
http://www.fuw.edu.pl/~jziel/dezyderata.html
i mimo wszystko, z cała ułomnością natury ludzkiej, staram się praktykować, czego i Państwu życzę. 
Serdecznie pozdrawiam :)

2

poniedziałek, 16 lutego 2015

Wybory sołtysa 11 marca 2015 godz. 18.00


Proszę, komentuj ten post tutaj, mailem, osobiście - nie w sklepie...
Anonimy na blogu - i tylko tu - mile widziane :)



Kiedy przyjechałam tu 7 lat temu, chciałam się tylko zagnieździć we własnych 4 płotach. Jeszcze nie do końca zamieszkałam, a już stałam się tematem do towarzyskich ploteczek. Normalne, kiedy pojawia się ktoś nowy. Jedni tylko mówili, inni przyszli z uśmiechem poznać, porozmawiać. I tak trwało, póki nie wyściubiłam nos za płot....
Zaczęło się od pisarza. Wciągnął mnie w stowarzyszenie, festyn, sympozjum i parę innych. Najpierw tylko współpracowałam przy pomysłach innych, potem, ponieważ to się udało, zaczęłam robić coś po swojemu. I inni się do tego dołączyli. Najpierw Monika, rodzice dzieci, które chodziły na moje zajęcia, potem razem coś nawet zmalowałyśmy :). Potem już samo poleciało. konkursprzedszkole, dla którego udało mi się zdobyć 20.000zł na plac zabaw i parę innych, pomniejszych, na przykład skrzynki z pelargoniami na mostkach, o których początkowo nikt nie chciał słyszeć - co pani wymyśla, zniszczą, wrzucą do rzeki... a potem, ten ktoś, przedstawił to, jako własny pomysł i są :) Iście po babsku, zrobić tak, żeby mężczyzna zrobił to, na czym nam zależy, uważając, że to jego własny pomysł :))
Kiedy trzeba, piszę projekt, innym razem maluję po ścinach, na balu charytatywnym, w szpilkach i małej czarnej gotuję, jestem kelnerką, paparazzi i jednocześnie tańczę i świetnie się bawię :) - taka impreza też była :)
Gdzieś po drodze parę kursów i nowych uprawnień - z zakresu prowadzenia działalności agroturystycznej, planowania i realizacji projektów na rzecz społeczności lokalnej, warsztatów dla kadry zarządzającej projektami, trochę praktyki w realizacji projektów grantowych (fundacje, unijne) na małą i większą skalę... Coś jednak umiem :)
Teraz piszę Plan Odnowy Wsi do 2020 r. bo bez tego nie mamy szans na grant w konkursie Aktywna Wieś, siedzę nad lokalną strategią rozwoju gminy, raportem o zagrożeniach społecznych i paroma innymi, równie paskudnymi dokumentami...
Znam statut Rozumic, wiem, kim powinien być sołtys - wykonawcą woli mieszkańców, realizatorem uchwał zebrania wiejskiego, nie prezydentem - dyktatorem... Jeśli zostanę sołtysem, np. koszenie gminnych działek we wsi, płatne na podstawie umowy z Urzędem Gminy, będzie wykonywane przez osobę, wybraną przez mieszkańców...
Za dużo wiem, a do tego coś robię, obudziłam potwora kilkuosobowego, który uważa, że nie wolno, bo .... nie. Uśmiecham się do niego:



bo wiem, że:





przynajmniej próbować, bo dolce far niente sprowadza mnie do wegetacji, nie życia




Nie zawsze wszystko się udaje, ale próbować trzeba, bo kto nie maszeruje, ten ginie. Siedzenie w domu, ze świadomością, że umiem, tylko się boję, odebrałoby mi szacunek dla samej siebie, podeptało poczucie sensu i własnej wartości. Pamiętam, czym była ta sama wioska przed wojną - kino, 2 restauracje, festyny, bale, koła myśliwskie, narciarskie, szkoła i wiele innych. Został nam tylko chór  i niedawno otwarte przedszkole. Bo jak się czegoś chce, to naprawdę można. Byle nie płynąć całe życie z prądem, nie utknąć w negowaniu każdej inicjatywy, wyjść z basenu napełnionego kisielem...
Młodzi też chcą. Jakoś nie powrzucali pelargonii do rzeki, zrobili sobie miejsce do zabawy i odpoczynku i ono też nie wylądowało w rzece :)
Nie mieli wyjścia, dorośli dopuścili do upadku boiska, zamknęli świetlicę, piłkarzyki, zapomnieli, jak to jest być młodym, że to mija, ale to, co dzieci dostaną, przekażą dalej, kiedy sami zostaną rodzicami...
Można, wierzę, że można. Może nie napisać projekt na przedwojennych obecnych milionerów :), ale pamiętać, czym może być to samo miejsce, tak samo odległe od wszystkiego, ponad 70 lat później.

Będę kandydować, niezależnie od wyniku będę dalej szukać dla wsi pieniędzy, pisać o niej, opowiadać, jak w warszawskim KIK-u, do którego zaproszono mnie na wykład o Rozumicach. Teraz pytają, czy tu można przyjechać na urlop, wakacje, przespać się z soboty na niedzielę... To się nazywa agroturystyka, może jeden ze sposobów na brak pracy?
Będę kandydować ze świadomością, że mieszkańcy wybiorą sami, to ich głosy, widzenie przyszłości, ich decyzja.
Będę kandydować z pokorą dla wyniku.
Będę kandydować z nadzieją, że wygram i nie zawiodę.
Będę kandydować, nie znając sposobu na sukces, wiedząc, że, żeby osiągnąć porażkę, trzeba się starać wyłącznie wszystkich zadowolić.
Będę kandydować mimo wszystko, bo, od czasu, jak życie podcięło mi skrzydła, zaczęłam latać na miotle :))
Będę kandydować, kierując się prostą zasadą:





Są tacy, którzy docenili to, co robię. Pokażę Ci ciut tego, co od nich dostałam. Za to, co robiłam, nikt mi nie płacił, ani w złotówkach, ani w "ojro", ani Polacy, ani Niemcy - tak żeby nie było wątpliwości :)
Jeśli ktoś uważa inaczej, to sądzi wyłącznie sam po sobie i proszę, przepraszając za obcesowość, żeby nie przeszkadzał mi w ignorowaniu go opowieściami, że kłamię :)


pisałam i przygotowywałam:

http://www.kietrz.pl/e-cms/ob.php/Rzeczpowiatowa%207-2014.pdf?id=3828


mam nawet referencje, pokażę Ci tylko 2:



                                                                                      Wrocław 7 wrzesień 2014


Porta Silesia
Andrzej Przytulecki
ul. Ścinawska 18/9
53-642 Wrocław


Grażyna Skrzyńska

REKOMENDACJA

Niniejszym chcielibyśmy serdecznie podziękować Pani Grażynie Skrzyńskiej, za profesjonalne przyjęcie oraz zorganizowanie oprowadzania w dniu 3 lipca 2014 w ramach sentymentalnego pobytu w Rozumicach członków rodziny Haase z Niemiec. Podczas wizyty Państwo Haase mieli okazję ponownie odwiedzić miejsca związane z ich dzieciństwem oraz najbliższą rodziną, jak również poznać poszczególne atrakcje związane z niezwykle interesującą historią jednej z najzamożniejszych wiosek dawnych Niemiec. Dodatkowo podczas zwiedzania zaprezentowane zostały akcenty historyczne w postaci dawnego sprzętu gospodarstwa domowego, starych zdjęć oraz multimedialnej prezentacji związanych z historią Rozumic, co wzbudziło ogromne zainteresowanie pośród odwiedzających. Szczególne wrażenie zrobiło także niewielkie muzeum regionalne na terenie posesji Pani Grażyny Skrzyńskiej skupiające materialne dziedzictwo okolicznych terenów, jak również w stosowny sposób odzwierciedlające zainteresowanie obecnych mieszkańców historią rozumickiej ziemi. Rekomendujemy zatem Panią Grażynę Skrzyńską jako rzetelnego i wiarygodnego partnera w zakresie turystyki przyjazdowej oraz promowania Rozumic jako miejsca związanego z historią Polaków, Niemców oraz Czechów, których materialne i niematerialne dziedzictwo jak najbardziej zasługuje na odpowiednią promocję.


Z poważaniem


Porta Silesia Andrzej Przytulecki







Prof.dr hab. Krzysztof Gładkowski
ul. Warmińska 10
11-034 Stawiguda Olsztyn, dn. 23.07.2009

List referencyjny

Panią Grażynę Skrzyńska poznałem przed ponad rokiem. W tym krótkim czasie współpracowaliśmy w zainicjowanych i organizowanych przez Panią Grażynę Skrzyńską następujących inicjatywach na rzecz lokalnej społeczności Rozumic:
- Spotkanie autorskie i promocja książki poświęconej Rozumicom: Kanzel/ambona. Protestancka wspólnota lokalna na Górnym Śląsku.
- Spotkanie założycielskie Stowarzyszenia Przyjaciół Rozumic „Róża”.
-    Upowszechnienie czytelnictwa dla dzieci: „Lato z bajką” (lektorzy- burmistrz, wiceburmistrz,starosta powiatowy, komendant straży miejskiej, sołtys, proboszcz oraz naukowcy z Uniwersytetów w Olsztynie i Warszawie)
- Zbiórka funduszy na remont dachu zabytkowego spichlerza w Rozumicach.
-  Konferencja naukowa: „Dwa muzea: Rozumice/Rösnitz na tle stosunków polsko-niemieckich”.



Wszystkie wymienione inicjatywy zostały zrealizowane dzięki zaangażowaniu Pani Grażyny Skrzyńskiej, która je zainaugurowała. Do tej pory wieś, w której zamieszkała od niedawna należała do tych, o których można by powiedzieć świat zapomniał. To aktywność Pani Grażyny sprawiła, że już tak nie jest. W tym krótkim czasie Pani Grażyna potrafiła zmobilizować młodych i ludzi w średnim wieku w Rozumicach do działań, które do tej pory nie były znane miejscowej ludności. Pani Skrzyńska potrafiła zdobyć środki finansowe przez organizację festynów i kontakt ze sponsorami. Nie zniechęcała się licznymi przeszkodami, które zawsze powstają w środowisku przy takich okazjach. Redagowała zaproszenia dla gości, prowadziła między innymi roczne negocjacje z Kancelarią Prezydenta Polski, zakończone wystosowaniem listu przez pana Prezydenta do uczestników i organizatorów konferencji naukowej w Rozumicach, odczytanego przez przedstawiciela Kancelarii, uczestniczącego w konferencji przez cały czas jej trwania.

Pani Grażyna Skrzyńska posiada nieprzeciętne umiejętności literackie oraz szczególną wrażliwość na otaczającą ją rzeczywistość. Te cechy spowodowały, że zamieszkując w bardzo małej miejscowości, mogła zainteresować „zapomnianymi Rozumicami” nie tylko lokalny samorząd, ale różne środowiska, m.in. naukowców, literatów, duchownych, przyrodników.

Potencjał intelektualny Pani Grażyny Skrzyńskiej pozwala przypuszczać, że jest zdolna do podjęcia i realizacji każdego wyzwania.


Z poważaniem

Krzysztof Gładkowski

poniedziałek, 19 stycznia 2015

70- rocznica rozwiązania Armii Krajowej

Wiesz, to dla mnie bardzo ważne.  Mój Dziadek był w Armii Krajowej...

Gen. Okulicki pisał:


Walki z sowietami nie chcemy prowadzić, ale nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym społecznie Państwie Polskim. Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej Sprawy, triumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem.

Jak się skończyła, wszyscy wiemy. A potem ostatni rozkaz... i szli, wyprostowani wśród tych na kolanach...



Żołnierze Armii Krajowej!
Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. 
Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą. W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by wam ułatwić dalszą pracę - z upoważnienia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi AK. W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofiarną pracę. Wierzę głęboko, że zwycięży nasza Święta Sprawa, że spotkamy się w prawdziwie wolnej i demokratycznej Polsce.
Niech żyje Wolna, Niepodległa, Szczęśliwa Polska!


Dowódca Armii Krajowej (Dowódca Sił Zbrojnych w Kraju) 
gen. bryg. Leopold Okulicki „Niedźwiadek”




Na rozwiązanie Armii Krajowej
Za dywizję wołyńską, nie kwiaty i wianki -
Szubienica w Lublinie. Ojczyste Majdanki.

Za sygnał na północy, bój pod Nowogródkiem -
Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem.

Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno -
Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną.

Za dnie i noce śmierci, za lata udręki -
Taniec w kółko: raz w oczy a drugi raz w szczęki.

Za wsie spalone, bitwy, gdzie chłopska szła czeladź -
List gończy, tropicielski: dopaść i rozstrzelać!

Za mosty wysadzone z ręki robotniczej -
Węszyć gdzie kto się ukrył, psy spuścić ze smyczy.

Za wyroki na katów, za celny strzał Krysta -
Jeden wyrok: do tiurmy. Dla wszystkich. Do czysta!

Za Warszawę, Warszawę, powstańcze zachcianki -
Specjalny odział śledczy:  "przyłożyć do ścianki".

* * *
Zwinąć chorągiew z masztu. Krepą jest zasnuta
Za dywizję Rataja, Okrzei. Traugutta.

Pociąć sztandar w kawałki. Rozdać śród żołnierzy,
Na drogę, niech go wezmą. Na sercu niech leży.