Jak już pewnie wiesz, nie prowadzę bloga modowego (pewnie dlatego, że się za długo nazywam, czteroliterowe nazwiska są zdecydowanie modniejsze :) ), ani specjalnie o ciuchach nie wspominam. Jak raz mi się zdarzyło napisać o szafie, to zrobiłam z niej windę.... Ale tym razem nie mogę przejść obojętnie :)
Nieuchwytność kobiecości można próbować określić na wiele sposobów, ale najwięcej uroku, wdzięku, zalotności i subtelności ma po prostu kobieta w sukience. Doskonale sprawdzają się modele stare, klasyczne, od jakiegoś czasu określane światowo vintage. Sprawdzony fason, dodatki, kolorystyka. Ta ostatnia została precyzyjnie określona przez kilkuletnią specjalistkę od mody, Polkę, mieszkającą na stałe w Anglii, jako "kolor pinkowy". Jak ulał pasuje do vintage :).
Motyw przewodni, pluszowy miś, także nawiązuje do lat minionych - rodowód Puchatka sięga 1926r. riuszka powstała zapewne przed słowem pisanym, bo próżno szukać jej korzeni. Idealna chromatyka, jakby dwunastodźwiękowa (słyszysz w tym uśmiechu dwanaście dźwięków satysfakcji?), każdy odcień o pół tonu oddzielony od poprzedniego... Efekt ogólny przekracza założenie - słodycz miodu pluszowego misia, pinkowość, łącząca tradycję z nowoczesnym ujęciem zagadnienia, subtelność formy, podkreślona trącącą myszką falbanką, doskonale dobrane rajstopy i punkt oparcia...
słowem:
MARTA W SUKIENCE
:)
Sukienka pinkowocudna, rajstopki równie cudne, ale to wszystko przebija ten zalotny uśmiech... powalił mnie na maksa!!! i na łopatki też :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anka Krakowianka