Cała
rodzina kocha pierogi, mistrzem pozostaje Jasiek-48 pierogów w
jednym podejściu. Jestem tuż za nim-33. Miśka i Kasia idą w nasze
ślady, Kasia, przed przylotem do kraju, pisze do mnie-zaczęłam się
odchudzać, żeby więcej pierogów weszło. Kolejny raz "Bliskie
spotkania...", kilogram mąki, krater i tu zaskoczenie pełne-ani
jednego jajka nie wbijam, bo z jajkami ciasto jest twarde, jak
makaronowo-łazankowe. Mieszam to wszystko na gładko i
wyrabiam
na aksamitnie. Kulkę dzielę na części, tę, która musi poczekać
na swoja kolej, przykrywam garnkiem, miską, co mi tam w łapy
wpadnie. Odcięty kawałek przerabiam na wałek. turlam i robię
wielką dżdżownicę. Z prawdziwą przyjemnością tnę robala na 3
centymetrowe mniej więcej plasterki, które splaszczam i wałkuję
na talarek. No wiem, można w placek i kółko wyciąć szklanką,
ale wtedy nie wiem ile razy trzeba mieszać i wyrabiać z resztą
ciasta, a to coraz bardziej z mąki, nie chce się łączyć, stres
gotowy, a po co to komu. W to farsz i lepię brzeg w falbaneczkę.
paluchami.
Farsz...
hmmmm....
po
pierwsze ruski:
ziemniaków
gotuję ciut więcej niż pomielonego sera. Jeśli mielę wszystko w
domu, to najpierw ser, potem ziemniaki, bo szkoda, żeby ser został
w maszynce, a nade wszystko toutes proportions są łatwiej gardee.
Ale można też kupić twaróg mielony. Ziemniaczki, jeszcze gorące
po gotowaniu (odcedzam i stawiam na palnik jeszcze raz, podrzucam
kilka razy, żeby resztkę wody odparować) przepuszczam przez praskę
do ziemniaków, taka do
klusek,
nie gnieciuch. Solę, pieprzę, mieszam doładnie ręką, zdejmując
wcześniej obrączkę i już jestem nieszczęśliwa, już mi czegoś
brak, bo tylko do mieszania ciasta i farszu ją zdejmuję i kładę
obok. Nie zdejmuję jej od ślubu. Złotnik nie zdążył dać jej do
cechowania, poprosił, żebyśmy po ślubie dali mu je jeszcze na
dzień. Do dziś nie mają znaczków wybitych...
Nakładam
farsz łyżeczką herbacianą, bardzo sprawiedliwie-porcja łyżeczką
do pieroga, palcami do buzi. Dlatego farszu jest zawsze zdecydowanie
więcej, niż trzeba do pierogów.
Farsz
2- kapusta z grzybami, ma się rozumieć. Kapustę kupuję również
w ilości zdecydowanie większej, niż trzeba, po czym zaczynam od
sprawdzenia, czy aby nie jest zbyt kwaśna. Próby organoleptyczne
kończę, kiedy za moment będzie jej zdecydowanie za mało. Jeśli
jest za kwaśna-płuczę wodą (i kosztuję, czy już), jeśli nie,
to nie, ale wtedy odciskam wodę kapuścianą do kubeczka, bo lubię,
to jest zdrowe i ma więcej wit. c niż cytryna, chociaż do herbatki
nie polecam. Kroję na drobno, z południa na północ i ze wschodu
na zachód, zalewam niewielką ilością wody, dodaję startą
marchewkę, ciut soli, no bo ciśnienie, cukru, listki ze 3 (wyjąć
przed końcem itd) i właściwie starczy. Jak się ugotuje,
przekładam do miski, wodę z gotowania odcedzoną do kubeczka, bo
spijam, kapustę na patelnię i suszę. Jak? mieszając na konkretnie
włączonym gazie tak, żeby podeschła, a nie się usmażyła.
Grzyby,
wczoraj namoczone, dziś ugotowane i zasiekane (?), mieszam z kapustą
i jest farsz. Myślę, że zasiekane, to trochę daje tym facetem, co
to dwie głowy jednym ciosem, aczkolwiek nie używam do tego szabli.
Siekam nożem, na papkę niemalże, którą również podsuszam,
patrz wyżej.
A
gotuje pierogi tak:
rzucam
pojedynczo na osolony wrzątek i mieszam lekko, bo jak nie, to sie do
dna przylepią i nici z pierogów, pękną i same szmaty zostaną
(które zjadam ze śmietaną i skwareczkami, jak resztę ruskich, a w
Wigilię inaczej, bo post).
Jak
wszystkie już wrzucę (wszystkie-zależy od pjemności gara),
czekam, aż wypłyną i zmniejszam gaz tak, żeby ...murgały, ale
ciut więcej. I tak długo murgają, aż są gotowe. A jak nie wiesz
kiedy, musisz 1 wyłowić i spróbować, jak w przegryzionym kawałku
ciasta
(najlepiej
tego z brzegu, bez farszu) nie ma w przekroju surowizny - ma inny
kolor i normalnie ją widać, patrzysz i wiesz, że to surowizna-
jest dobrze. Należy sięgnąć po łyżkę cedzakową i wkładać do
michy, przekładając zeszkloną na maśle, drobno pokrojoną (a nie
używam do tego deseczki, kroję w ręce - nie, to nie ma znaczenia
kulinarnego, po prostu się chwalę ...dobra, weź tę deskę...)
cebulką. Trzeba przełożyć, bo się posklejają i zamiast
pojedynczych pierogów, na talerzu wyląduje jakaś szalona forma
przestrzenna. W Święta, niezależnie od farszu topię je w
barszczu, no bo post i śmietana nie przystoi, ale jak postu nie ma,
smażę na ciuteńce masła drobno pokrojony (na desce) boczek,w
kostkę boczek 4mm na 4 mm, z cebulką, boczek 2mm na 2 mm (krojona w
ręce, he), polewam tym pierogi, dodaję gęstą śmietanę i
zapominam natychmiast, jakie to jest niezdrowe. a propos - kto
wymyślił deskę do krojenia?? mam chyba 6 i żadną nic nie da się
ukroić....
A to wszystko dlatego, że dziś popełnione zostało mnóstwo pierogów :)
garnek.pl