Liczba wyświetleń
niedziela, 7 października 2012
kobieta o hiszpańskim imieniu
Taka kobieta, która nie wierzy w siebie. Nie wie, nie chce wiedzieć, że jej życie trwa, jest. Kobieta, która nie pozwoliła się kochać przez całe swoje życie. Dotyk, przytulenie, ciepły uśmiech były w jej życiu tylko były tylko objawem słabości i fałszem. Nie umiała wierzyć w uczucie...Nie pozwoliła się kochać. Nie pozwoliła sobie być kobietą. Taka zwykłą, podającą obiad, robiącą pranie... Robiła to wszystko nie z przekonania, a z Konieczności Spełnienia Obowiązku. Nigdy nie była zależna od przyjemności, nie dopuszczała ich do siebie. Głupich seriali, szydełka, uśmiechu, całuska na dobry dzień... Mówi, że całe życie poświęcała się dla rodziny. Nie myślała o sobie, bo trzeba było walczyć, nie wolno być słabym, nie wolno ani sekundy myśleć o sobie... Teraz dzieci dorosły, mają swoje życie, mąż zmarł, a ona, w swoim odczuciu została sama.
Wiesz, źle nas wychowano, teraz jestem już tego pewna. JA to egoizm, który krzywdzi innych. Teraz jest w szpitalu, mówi, że dopiero od niedawna czyta, gra na pianinie, uczy się żyć. Że pomału przestaje być ważne sterylnie wysprzątane mieszkanie, że bardzo trudno jej nawiązać kontakt z innymi, zaniedbała kiedyś ludzi dla niej ważnych, koleżanki, przyjaciół, znajomych. A teraz trudno nawiązać więzi z kimś, kogo tak naprawdę się nie zna. Jest zawieszona między kimś, kim była kiedyś, a kimś, kim mogłaby być, gdyby dawno temu zauważyła, że jest.
Od niedawna dopiero wie o asertywności, o byciu sobą wśród ludzi. O tym, że rodzic jest lustrem dla dziecka, a jego wrażliwość koncentruje się na przekazie pozawerbalnym i widząc płaczącą matkę, nie wierzy w zapewnienia, że nic się nie stało. Że można zająć się sobą tylko dla siebie, bo dziecko nauczy się, że w życiu trzeba mieć swój kąt we własnej głowie. Bo wtedy, kiedy naturalną koleją rzeczy dzieci odejdą, zaczyna się następny okres naszego życia, w którym pojawiają się nowe wartości, nowe możliwości, a nie powolne odchodzenie.
Żyję inaczej, niż ona. Nie wiem, czy mądrzej, ale ciągle ważniejszy jest mąż, niż sterylizacja codzienności. Bo on i ja tego potrzebujemy. Całe lata w wierze, pewności, sensie. I nagle kontakt z kimś, kto tego nie ma. Nie jest kochany i nie potrafi pokazać miłości... Jest w nim tylko lęk. Taka kobieta jest tylko cieniem rzeczywistości. Jest pragnieniem, marzeniem, tęsknotą, ale niczym rzeczywistym. Nasz kontakt nabrał nowego wymiaru i dla niej i dla mnie. Z cieniem uśmiechu, spokojnie i ciepło...uczy mnie grać na pianinie i cierpliwie znosi to, co ja już nazywam sukcesem :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz