Niedługo
po naszym przyjeździe, wielu dziwnych opowieściach o nas,
zaproszono nas, "mądrych, wykształconych" ludzi, na
spotkanie z Krzysztofem, autorem monografii o przedwojennej historii
wsi. Wśród gości, między nimi potomków przedwojennych
mieszkańców, miał w niedzielę przedstawić swoją książkę.
Opowiadał mi o niej wcześniej ksiądz, znalazłam autora w
intrernecie i wysłałam do niego list, zapytałam o wieś, książkę
przyjazd, odpisał...
W
sobotę zdarzyła sie rzecz dziwna
Późno
wstałam, wróciłam z pracy po 1 w nocy, zanim wstałam, pozbierałam
całego człowieka, rozsypanego w łóżku, łazience, wokół
porannej kawy, zrobiło sie prawie południe. Pojechałam na zakupy,
żeby zdążyć z obiadem, nim Maryś wróci z pracy. Przed
porządkami zaczęłam robić bukiet na niedzielne spotkanie z autorem, zwykle robię
przy tym mnóstwo bałaganu..
Nacięłam
kwiatów w ogrodzie, pozbierałam dojrzałe truskawki, porządki
odsunęłam daleko od siebie.
Cięłam
łodygi piwonii, pięknie układały się w dłoni w największy
bukiet, jaki kiedykolwiek z piwonii zrobiłam
Niespodziewany
dzwonek do drzwi -
stanęłam
u szczytu schodów, z niedokończonym bukietem w dłoni -
po
drugiej stronie furtki zobaczyłam kobietę o oczach pluszowego
niedźwiadka i ... pisarza
Poczułam
się jak jakaś niedokończona Grajeczka z Marysiowego Sadu, bo
przecież nie Ania z Zielonego Wzgórza..... choć brakowało mi tylko
pierza we włosach :)
Piękna
ciepłem i madrością pani okazała sie być wnuczką ludzi, którzy
wybudowali dom, mieszkali w nim kilkadziesiąt lat, po czym wyjechali
po wojnie do Niemiec.
Pani Elsbeth...
Głaszcząca
mnie po policzku pomarszczoną, miękką dłonią, ze łzami w oczach
dziękująca, że po raz pierwszy od wyjazdu, kiedy była dzieckiem,
mogła wejść do domu swoich dziadków.
Opowiadała
o wojnie, biedzie, która kazała łapać dzikie ptaki przysiadające
na podwórku...
Ja
oglądam tu ptaki przez lornetkę, z kluczem w dłoni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz