Byłam
juz chyba w każdym kącie tego naszego pół hektara bałaganu. Nie
uwierzysz, ile zakamarków, kącików, pomieszczeń do nie wiadomo
czego, dziwnych urzadzeń, których przeznaczenia nikt nie zna. całe
dni spedzam na sprzątaniu, wyciaganiu na świat rzeczy
pozostawionych, porzuconych, zapomnianych.. koza prowadzi prace
wykopaliskowe w sadzie, z pozostałosci ogniska wygrzebuje stare,
poniszczone budziki (wszystko w porządku, budzikom śmierć), cedzak,
dwie porcelanowe filizanki i wiele innych rzeczy, które oparły sie
całopaleniu poprzedników. Mówiłam ci, ze mamy kozę? Wiesz, życie
zatoczyło jakąś dziwną pętlę. Moja babcia Stefcia dawno temu,
bydlecym wagonem przyjechała ze Stryja, zostawiła za sobą caly
świat, ruszyła w nieznane z trójką dzieci i kozą-żywicielką. Nasz dom kupiliśmy od Stefanii urodzonej w Stryju i przyjechaliśmy
tu z kozą....ukochani synowie obu Stefanii mieli na imię Zbigniew i
obydwaj zginęli tragicznie wtedy, kiedy cały świat był ich...
załóżmy, że to przypadek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz