Urodziny
w sadzie, na śniadanie na trawie jeszcze było za chłodno, ale południowa
kawa z ciastem wśród kwitnących drzew owocowych to taka mała
bajka, czemu czekałam tak długo? Ten atawistyczny pęd do ziemi był
we mnie zawsze, a ja usiłowałam go ubrać w szpilki, studia, korki
w centrum, strzeżone osiedle, pęd, pęd....o ile wszystko stało się prostsze, łatwiejsze, bezstresowe... chociaż może nie do końca, stresy to naturalna część naszego życia, ale im ich mniej, tym lepiej, a i ciężar gatunkowy jakby zelżał :)
Obrazek do zachowania na
zawsze - Maryś z psem u stóp, na leżaku z grubym pledem,
filiżanką kawy w dłoni, pod obsypaną kwiatami jabłonią z tym
jego ciepłym uśmiechem, mój najpiękniejszy prezent urodzinowy
A na furtce zawisła tabliczka "Marysiowy Sad", jak się uważnie przyjrzysz, zobaczysz też nas :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz