Karp
w galarecie, bajka po prostu, ulubiona mojego dziadzia, czyli moja
też.
Poza
karpiem sprzedał mi mamałygę, poczucie bezpieczeństwa,
czytanie...książek - miałam 3 lata, jak zapisał mnie do
biblioteki i kupił specjalny, tekturowy tornister, żebym miała w
czym książki nosić.
Był
esencją cierpliwości, nieprzegadanego, a okazanego w codziennych
drobiazgach kochania. Człowiek prawy, dobry i mądry. Zasnął zbyt
szybko, miałam 15 lat.
Karpia
od kilku już lat przywozimy z wód dawniej przynależnych cystersom.
Stawy są w środku rezerwatu przyrody, opróżniane tylko raz w
roku, a zawsze jeden pozostaje z wodą, bo z niego odlatują na zimę
gęsi- widok niebywały tysiąca ptaków na stawie, którego prawie
spod nich nie widać, radzące głośno przed odlotem..
Po
wykonaniu czynności niezbędnych, żeby rybka stała się mięsem, dzielę ją, specjalnie na tę okoliczność
kupionym elektrycznym nożem, na dzwońce. Usuwam łuski, przycinam
płetwy, koty zewsząd nadciągają na to, co rybka ma w środku, a
mięso nie potrzebuje. Myję dokładnie, solę dostatecznie i układam
w garnku. Nerwowo tym razem czekam do jutra.Rano obieram około 1 kg
cebuli, kroję w drobną kostkę (a nie używam do tego deseczki,
kroję w ręce - nie, to nie ma znaczenia kulinarnego, po prostu się
chwalę), zalewam wodą, dodaję garść rodzynek, ciut pieprzu i
gotuję ok. 20 min. na niewielkim ogniu. Wody nie może być za dużo, bo się galaretka nie zetnie, ani za mało, żeby nic nie wystawało, bo się nie dogotuje. I to pachnie tak, że już
wiem, że Święta za chwilkę. Potem wkładam ostrożnie dzwońce
tak, żeby utonęły w wywarze cebulowym i dodaję ze 4 głowy
karpiowe. Zmniejszam gaz, bo rybka musi pyrkać, albo lepiej murgać,
jak mawiała Stefcia. Gotuję na oko, koło 15-20 min, zależnie,
jakie duże są kawałki, a potem delikatnie wyławiam dzwońce,
układam na półmisku i oddzielam ... rodzynki od cebuli. Połowę
rodzynek zjadam od razu, resztę rozsypuję wokół ryby i przecieram
na nią cebulę przez sitko. Dopełniam czystym wywarem, lanym przez sitko, a jak
wystygnie, wstawiam do lodówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz