Liczba wyświetleń

niedziela, 26 sierpnia 2012

przemijanie

Mówisz, że przemijanie to problem, że piękne życie nie zawsze jest pięknym, choć mogłoby. Że może być tylko lepiej.... Myślę o tym od rana, składam w głowie w jedną całość, szukam właściwych słów, a teraz chyba spróbuję ci powiedzieć, jak ja to widzę.
Przemijamy i wokół siebie widzimy przemijanie od chwili, w której przyszliśmy na ten najlepszy ze światów. Do pewnej chwili, u różnych ludzi nadchodzi w różnym czasie, nie zwracamy na to uwagi, wręcz chcemy być starsi, mądrzejsi już niekoniecznie, ale czekamy na dorosłość, koniec studiów, dzieci... I tak nam to czekanie wchodzi w krew, że przestajemy żyć dniem codziennym i stale na coś czekamy, na jakieś jutro. A z czasem zaczynamy wspominać, a jeszcze później żałować minionego i w ten sposób gubi nam się teraźniejszość.. Jutro będzie wspaniale, jutro już będzie inaczej, jutro wygram w totka. Idziemy spać, budzimy się i ... znów jest dzisiaj... Ale jutro...
Żyjemy szmat czasu w poczuciu nieśmiertelności, swojej siły i możliwości. Zapominamy, nie dopuszczamy do siebie myśli o starości, śmierci, odchodzeniu. Zapominamy o tym, że przecież pobyt tu jest tylko chwilą w naszym jestestwie. Że czeka nas inne, szczęśliwe, dobre życie, jeśli tu będziemy potrafili żyć tak, jak na  dwóch tablicach to spisano...
Tyle, że człowiek nie lubi zmian, nieznanego, niepewnego. Jest mały, słaby, brak mu wiary prawdziwej. Niepomni jesteśmy, że nikt z nas nie dostaje krzyża większego, niż może unieść. Że wiele, w naszym odczuciu złego, jest po to, żeby wzmocnić to, co w nas nieśmiertelne, nauczyć walczyć, starać się, nie wątpić. Żeby jeszcze bardziej być człowiekiem, zostawić po sobie ślad, ale też umieć pogodzić się z nieuchronnością...
Filozof ze mnie rozumicki :), ale wiesz, co mam na myśli.
W kulturze, w której nas wychowano, na wskroś katolickiej, nie ma miejsca na akceptację odchodzenia, co jest chyba największym absurdem, jaki sobie zafundowaliśmy... Bo przecież to przejście w ten lepszy, jedyny i wieczny wymiar...
Pomijam złotą myśl, że kiedy już myślałam, że niżej już się nie da opaść i że od dna można się tylko odbić, usłyszałam od dołu ciche pukanie... :)
A na koniec kawałeczek Staffa, poety ukochanego:

kochać i tracić, 
pragnąć i żałować
padać boleśnie i znów się podnosić
krzyczeć tęsknocie: precz!
i błagać: prowadź....
oto jest życie - 
nic, a jakże dosyć....
zbiegać za jednym klejnotem pustynie
iść w toń za perłą o cudu urodzie, 
żeby po nas zostały jedynie
ślady na piasku
i kręgi na wodzie....



ślady na piasku....


i kręgi na wodzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz