Był
taki czas, że musiałam zostać tu sama.. pierwszy raz od ponad 20
lat musieliśmy się rozstać, bo jakis dziwak dawno temu wymyślił
pieniadze, a w takim miejscu trzeba ich naprawdę sporo...Każda
rzecz wymaga wyraźnych nakładów i nic nie kosztuje kilkaset
złotych, wszystko idzie w tysiące - dach, odwodnienie, centralne,
wylewki, kominy, kominek oddala się z prędkością światła...opał
na zimę, a przecież jeszcze codzienne życie, szara
rzeczywistość, ze skrzynki nie wyjmuję listów miłosnych,
pachnących jaśminem, ale rachunki do zapłacenia.. Co za brzydki
pomysł na dorosłość ktoś miał, przecież planowaliśmy
wszyscy, ze będziemy mogli robić tylko to, co chcemy, nic nie
bedziemy musieli, nikt nam nic nie każe :)
Miało być na chwilę, wyszły z tego 4 lata... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak na początku było ciężko.
Niedługo
potem okazało się że nie wiedziałam, jak świetnie umiem rąbać
drzewo, może byłam kiedyś drwalem w Kanadzie? Że o pile spalinowej nie wspomnę, bo to już żaden problem :) Miałam mnóstwo
pracy, to, co do tej pory było dla nas dwojga, zostało tylko dla
mnie, a cała reszta, która pojawiła się po wyjeździe Marysia,
była już tylko moja. Pomagał mi sąsiad, który dziwił się
wszystkiemu, co robię, ale był niezastąpiony w rzeczach, do
których po prostu brak mi sił. Woził ciężkie taczki, wynosił wiadra z popiołem, czyścił piec...
Kiedyś sprawy urzędowe załatwiałam
w jedno przedpołudnie, teraz wszędzie muszę mieć samochód,
mnóstwo czasu, pieniedzy na paliwo i ... do najbliższego 10km, a do
najdalszego urzędu mam ponad 100km! Nie myślałam o tym, kiedy
zachwyciłam się schowaną wśród pól wioską, nad którą krążyły
jastrzębie...
Teraz nie zamieniłabym wsi na nic innego, mam nadzieję, że nie spotka mnie nigdy powrót do miasta. Pewne rzeczy w życiu trzeba poukładać, zaczynając od porządków we własnej głowie. Pamiętasz, kiedyś mówiłam ci, że każdy dzień to takie malutkie życie - pojawiamy się o świcie, a o zmierzchu odchodzimy w niebyt. Każdy dzień poza tym miejscem jest już dla mnie stracony. Wracam z pracy, z dużego miasta i dopiero, jak wjeżdżam między pola tuż przed wsią, czuję, że na nowo zaczynam żyć. Robię ogórki i owoce w słoikach, soki i powidła.. widać dojrzałam i do tego, żeby być kobietą udomowioną :)
Pokochałam to miejsce, ale... tak, jest jedno ale. Samotność, czekanie na powrót
Marysia...po tylu dniach w polarze i spodniach narciarskich, z
pazurkami króciutkimi, acz pomalowanymi, włosami spiętymi w
kucyk na czubku głowy, poczułam się jak Kopciuszek przed
balem...sama siebie nie poznałam, dawno nie wyglądałam, jak
kobieta.. Nawet kotek siedział przede mną i przyglądał się,
miaucząc dużymi, drukowanymi literami. Moja codzienność była
ciągłą walką, przede wszystkim z własna niemocą, słabością
fizyczną, a to jest coś, co najbardziej mnie złości. Odebrałam
Marysia z lotniska i wróciliśmy do domu, jak najszybciej, jak
najszczęśliwiej. Domowy, ukiszony żurek na piecu, zimne piwo w
lodówce, kompot z truskawek.. I on. Bo tak naprawdę mój dom,
moje miejsce na ziemi jest tam, gdzie on...
Ważne są dni, których jeszcze nie znamy... tamto to już było, minęło, teraz liczy się to co jest tu i teraz i to co będzie. A tak z drugiej strony, popatrz ilu rzeczy nauczyłaś się przez ten czas sama robić. Baba orkiestra :)
OdpowiedzUsuńz talerzami i bębenkiem :))
OdpowiedzUsuńa tak naprawdę mam w nosie dni, których jeszcze nie znamy. od dawna liczy się tu i teraz, z akcentem na potem. ale wyłącznie akcentem. bo moje dziś jest moim życiem, nie czyimś, nie późniejszym, wcześniejszym... moim... tu i teraz....
OdpowiedzUsuńuśmiechy