Liczba wyświetleń

sobota, 11 sierpnia 2012

samotność


      Był taki czas, że musiałam zostać tu sama.. pierwszy raz od ponad 20 lat musieliśmy się rozstać, bo jakis dziwak dawno temu wymyślił pieniadze, a w takim miejscu trzeba ich naprawdę sporo...Każda rzecz wymaga wyraźnych nakładów i nic nie kosztuje kilkaset złotych, wszystko idzie w tysiące - dach, odwodnienie, centralne, wylewki, kominy, kominek oddala się z prędkością światła...opał na zimę, a przecież jeszcze codzienne życie, szara rzeczywistość, ze skrzynki nie wyjmuję listów miłosnych, pachnących jaśminem, ale rachunki do zapłacenia.. Co za brzydki pomysł na dorosłość ktoś miał, przecież planowaliśmy wszyscy, ze będziemy mogli robić tylko to, co chcemy, nic nie bedziemy musieli, nikt nam nic nie każe :)
      Miało być na chwilę, wyszły z tego 4 lata... Nawet sobie nie wyobrażasz,  jak na początku było ciężko. 
      Niedługo potem okazało się że nie wiedziałam, jak świetnie umiem rąbać drzewo, może byłam kiedyś drwalem w Kanadzie? Że o pile spalinowej nie wspomnę, bo to już żaden problem :) Miałam mnóstwo pracy, to, co do tej pory było dla nas dwojga, zostało tylko dla mnie, a cała reszta, która pojawiła się po wyjeździe Marysia, była już tylko moja. Pomagał mi sąsiad, który dziwił się wszystkiemu, co robię, ale był niezastąpiony w rzeczach, do których po prostu brak mi sił. Woził ciężkie taczki, wynosił wiadra z popiołem, czyścił piec...
      Kiedyś sprawy urzędowe załatwiałam w jedno przedpołudnie, teraz wszędzie muszę mieć samochód, mnóstwo czasu, pieniedzy na paliwo i ... do najbliższego 10km, a do najdalszego urzędu mam ponad 100km! Nie myślałam o tym, kiedy zachwyciłam się schowaną wśród pól wioską, nad którą krążyły jastrzębie...
      Teraz nie zamieniłabym wsi na nic innego, mam nadzieję, że nie spotka mnie nigdy powrót do miasta. Pewne rzeczy w życiu trzeba poukładać, zaczynając od porządków we własnej głowie. Pamiętasz, kiedyś mówiłam ci, że każdy dzień to takie malutkie życie - pojawiamy się o świcie, a o zmierzchu odchodzimy w niebyt. Każdy dzień poza tym miejscem jest już dla mnie stracony. Wracam z pracy, z dużego miasta i dopiero, jak wjeżdżam między pola tuż przed wsią, czuję, że na nowo zaczynam żyć. Robię ogórki i owoce w słoikach, soki i powidła.. widać dojrzałam i do tego, żeby być kobietą udomowioną :)
      Pokochałam to miejsce, ale... tak, jest jedno ale. Samotność, czekanie na powrót Marysia...po tylu dniach w polarze i spodniach narciarskich, z pazurkami króciutkimi, acz pomalowanymi, włosami spiętymi w kucyk na czubku głowy, poczułam się jak Kopciuszek przed balem...sama siebie nie poznałam, dawno nie wyglądałam, jak kobieta.. Nawet kotek siedział przede mną i przyglądał się, miaucząc dużymi, drukowanymi literami. Moja codzienność była ciągłą walką, przede wszystkim z własna niemocą, słabością fizyczną, a to jest coś, co najbardziej mnie złości. Odebrałam Marysia z lotniska i wróciliśmy do domu, jak najszybciej, jak najszczęśliwiej. Domowy, ukiszony żurek na piecu, zimne piwo w lodówce, kompot z truskawek.. I on. Bo tak naprawdę mój dom, moje miejsce na ziemi jest tam, gdzie on...



3 komentarze:

  1. Ważne są dni, których jeszcze nie znamy... tamto to już było, minęło, teraz liczy się to co jest tu i teraz i to co będzie. A tak z drugiej strony, popatrz ilu rzeczy nauczyłaś się przez ten czas sama robić. Baba orkiestra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a tak naprawdę mam w nosie dni, których jeszcze nie znamy. od dawna liczy się tu i teraz, z akcentem na potem. ale wyłącznie akcentem. bo moje dziś jest moim życiem, nie czyimś, nie późniejszym, wcześniejszym... moim... tu i teraz....
    uśmiechy

    OdpowiedzUsuń