Od pewnego czasu dotarło do mnie coś dziwnego... Zaczęło znikać pranie ze sznura...Zaginęły spodnie Michaliny. Zaginęło polarowe ubranko do mojego termoworka... W nocy obudził nas dziwny dźwięk, Maryś pobiegł i nie zdążył... trzasnęła tylko zamykana szuflada komody i huśtały się drzwi z ganku. Rano okazało się, że zginął mój wełniany beret z antenką (czapki z daszkiem nie posiadam :))....
Zaginęło, wydawałby się, bezpowrotnie....
Ale nie....
Stefan i Aniela nie wychodzili ze swojej, już teraz wspólnej, stodoły przez kilka dni. Słychać było ciche szepty, szelest jakby przerzucanego siana i słomy, stukanie młotkiem... Potem zniknęła piłka Misi i Julki...
W poniedziałek wyszłam o świcie z domu i... zwątpiłam... Na podwórku stał Stefan, Aniela z rozpostartymi rączkami i ... Walenty... ich syn... nad którym pracowali kilka dni... A potem żyli długo i szczęśliwie... :)
Ludzie kochani... mam szczęśliwą rodzinę strachów polnych! Ja ich, one mnie, wszystko jedno... mieszkamy na tym samym podwórku
Jestem szczęśliwym człowiekiem....
Każda szczęsliwa rodzinka doczeka sie predzej czy później potomstwa...nawet starchy.
OdpowiedzUsuńi to mi się podoba, rachu, ciachu i potomek już taki odchowany :)
OdpowiedzUsuńnie po-tomek, tylko po-stefan, proszę o precyzję i nie szkalowanie dobrego imienia anieli - to raz
OdpowiedzUsuńa dwa - jakbym miała na sznurze mniejsze ciuszki, pewnie popełniliby dzidziusia, strach tak ma, robi dzieci ze starych wideł i tego, co mu w łapki wpadnie :) dobrze, że się za marysiowe, albo moje rzeczy nie wzięli, bo wyszedłby im od razu wnuk :))
uśmiechy
chociaż właściwie, jak tak przemyślałam sprawę, to dziecko stracha to po prostu ... postrach :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się to podoba. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń