Liczba wyświetleń

środa, 25 lipca 2012

bolek...

Nie bardzo wiem, jak zacząć tę pisankę, żeby nie wyszła ckliwa, cukierkowa i byle jaka, bo to dla mnie jedna z najważniejszych spraw... 
Byłam jedynym dzieckiem w domu samych dorosłych, mieszkaliśmy u dziadków, razem z braćmi mojej mamy. Cały ten świat pamiętam z żabiej perspektywy. Wszyscy chodzili swoimi drogami, do jakiejś pracy, a   ja byłam z dziadkiem. To on nazwał mnie Bolkiem, ale chyba dopiero, jak pojawiła się moja siostra, miałam wtedy niecałe 7 lat, ona była Lolkiem. Do tego czasu miałam go tylko dla siebie. 
Zawsze w garniturze, w skórzanych, skrzypiących butach, nigdy nie podnoszący głosu, cierpliwie odpowiadający na pytania, opowiadający przeróżne historie, do dziś nie wiem, prawdziwe, czy zmyślone... Dziadzio nie słyszał, wziął mnie kiedyś do sklepu z butami, przymierzał, chodził po sklepie i pytał: Boluś, te buty skrzypią? Musiały skrzypieć, innych nie potrzebował. Taka kresowa elegancja, buty jego kolegi Władka też skrzypiały... Bałam się tego kolegi okrutnie, był zegarmistrzem, często zapominał odłożyć wciśniętą w oko lupę, miał przy tym taki dziwny wyraz twarzy :)
Każdego ranka babcia śpiewała w kuchni "Kiedy ranne wstają zorze", pieśń, która dla mnie była po części o dziadku... Nie domyślisz się, czemu :) Otóż jest tam fragment o śpiewającym Bogu żywiole wszelkim. Co to jest wszelki? Nic mi to nie mówiło, ale w szelki jak najbardziej, przecież dziadziu nosił szelki... A że razem to sensu nie miało, nie szkodzi, ważne, że babcia śpiewała o dziadku.
Każdy mój dzień, od świtu do zmierzchu był pełen dziadka. Chodziliśmy razem w miejsca, w których nigdy nie bywałam z kimkolwiek innym. Pamiętam targowisko z żydowskimi kupcami, mówili i wyglądali zupełnie inaczej, zawsze uśmiechnięci, głaszczący mnie po głowie, zwykle z czymś pysznym dla małej dziewczynki. I jednego z nich, który zdjął z lady kasetę pełną odpustowych pierścionków, wysunął w moją stronę, oznajmiając: fingały dla Bolusia... Wybrałam najpiękniejszy, z niebieskim oczkiem :)
Sklep spożywczy u Pakuły to tego rodzaju lęk, jaki widzisz w tandetnych horrorach - siedzi samotne dziewczę w domu na odludziu, telefon nie działa, światła nie ma, coś stuka rytmicznie w piwnicy, a ona... idzie sprawdzić, co to jest, zamiast po prostu zwiać. Przed wejściem do sklepu stały wielkie, wiklinowe kosze z ... żywymi rakami. Pojęcia nie mam, ile razy kazałam się podnosić, uchylać pokrywę, żeby się ich bać... Nie widziałam nigdy czegoś równie dziwnego i strasznego.
Kamienne stoliki z wymalowaną szachownicą i rówieśnicy dziadka rozgrywający tam partyjkę za partyjką. Ależ tam było głośno.. Każdy każdemu radził, wymyślał  śmiertelne posunięcia, kibice mówili graczom, co mają robić, a ci - co mają sobie w zamian zrobić kibice :)
Nauczył mnie grać w szachy i jeden jedyny raz grałam z nim na kamiennym stoliku na rynku... Ależ byłam dumna... Choć nigdy nie udało mi się z nim nawet zremisować...
Dziadzio drzemiący na kanapie, ja obok, na podłodze z pirackim kufrem z guzikami, nitkami i innymi skarbami. Wyciągnęłam z czarnej czeluści klamrę na choinkową świeczkę. Zrobiłam dziadziowi piękny kucyk na czubku głowy, trochę krzywo wyszedł, ale i tak byłam zadowolona. Po jakimś czasie dziadzio wstał, włożył marynarkę i wyszedł... z kucyczkiem na głowie...
Wieczorne czytanie w łóżku. Stara sypialnia dziadków, wielkie, podwójne łóżko, grube pierzyny i tylko maleńka lampka po stronie dziadka. "W pustyni i w puszczy" czytał tak, że byłam tam całą sobą, całym moim małym człowiekiem. I nigdy nie zapomnę rozczarowania na widok lwa w zoo - taki mały??!! Przecież lew, którego zastrzelił Stać był wielkości sporego słonia...
Zapisał mnie do biblioteki, kiedy byłam jeszcze w przedszkolu, chodziliśmy tam kilka razy w tyg. Na książki kupił mi prawdziwy, tekturowy tornister, którego zazdrościły mi wszystkie dzieci w przedszkolu...
I tak mogłabym jeszcze długo, długo... To on pokazywał na co dzień, czym jest bezinteresowna miłość, bezwarunkowa i prawdziwa, czym jest cierpliwość i mądrość. Od niego dostałam najcenniejszy ładunek na całe życie, łącznie z mamałygą i hreczką, które kocham do dziś :)



1 komentarz:

  1. Piękna wzruszająca opowieść. Cudnie było mieć takiego dziadka:)Pisz pisz a ja bedę czytać... z otwartą buzią:)

    OdpowiedzUsuń